Zapraszając znajomych na wspólny obiad podczas przerwy w pracy, do jednego z pobliskich bistro lub barów, coraz częściej słyszę: „Nie, dzięki, zjem pudełko”. Jako redaktorkę niezmiernie bawi mnie ten twór językowy. Pudełko twarde przecież i niestrawne, ale nie czepiam się. Taki znak czasów. Kiedyś w pracy jadało się kubki (te gorące), dziś je się pudełka.
Dieta pudełkowa, czyli dostarczane codziennie pod drzwi posiłki, które ktoś dla nas ugotował, trzymając się wskazanych limitów kalorycznych, a także preferencji dietetycznych i smakowych, staje się coraz powszechniejsze. Zwłaszcza dla zabieganych. Opłacając tzw. pudełka, jednym zamachem zdejmujemy z siebie obowiązek zakupów i gotowania.
Jedzenie w pudełkach jest dość kosztowne, ale jak mówią zwolennicy - nigdy nie czuli się lepiej, nie chudli skuteczniej i nie marnowali mniej jedzenia, które kiedyś, czasem zbyt długo po zakupach niewykorzystane, finalnie lądowało w śmieciach.
Diety pudełkowe cenią też single - wiadomo, że gotowanie dla jednej osoby to prawdziwa sztuka, więc po co kombinować, kiedy można prościej. „Pięć pudełek z rana i sprawa rozwiązana” - mówią. Mnie ciągle to nie przekonuje. Raz, że ilość plastiku, jaką generują bezzwrotne jednorazowe pudełka i folii, jaką są zamykane, jest przerażająca. Aż chciałoby się żeby rzeczywiście pudełka były jadalne, wtedy problem śmieci by zniknął. Dwa, że choć to zdrowe i dietetyczne posiłki, które naszemu jedzącemu śmieciowo, nieregularnie i tłusto społeczeństwu na pewno wyjadą na zdrowie, to jednak odzierają jedzenie z całej magii, jaka wiąże się z samodzielnym gotowaniem albo stołowaniem się w restauracjach.
Słyszałam anegdotę o parze, która w lodówce prócz alkoholu i mleka do kawy trzymała tylko światło, a gdy przyszli do niej znajomi, przyjęto ich przy pustym stole argumentując, że nie opłaca się kupować jedzenia odkąd „jedzą pudełka”. Albo o dziewczynie, która towarzysząc koleżankom podczas kolacji w mieście, zamówiła wodę, a gdy innym podano posiłki, bez skrępowania wyjęła zafoliowaną sałatkę z torebki. Tłumaczyła, że przecież szkoda, by się zmarnowała.
Nie chcę prognozować, jak będziemy jeść kiedyś, wszak badacze trendów straszyli już wiele razy, że za xx lat będziemy pić tylko odżywcze koktajle albo łykać kapsułki z substancją utrzymującą nas przy życiu. Jednak jako miłośniczka jedzenia i całej kulturowo-społecznej otoczki wspólnego biesiadowania, proszę Was tylko o jedno - nie dajmy się zapudełkować na amen już teraz. Kolacja we dwoje albo obiad świąteczny z plastikowego pudełka jakoś mi nie w smak.