Widzę Łódź:
Zajrzał do naszego kraju człowiek piastujący najważniejsze polityczne stanowisko świata. I mimo lansowanych tu i tam opinii niepoważnych, była to wizyta ważna. Byłaby jeszcze ważniejsza, gdyby coś „skapnęło” dla Łodzi. Czy da się zatem po łódzku wykorzystać wizytę Donalda Trumpa?
Prezydent USA sprzedał Polsce to, co sprzedać zamierzał, czy i my możemy sprzedać coś jemu i Ameryce? Bo że warto, zgodzą się może nawet i ci, którzy obecnego prezydenta Stanów nie lubią i się z niego śmieją, lekceważąc prawdę, iż naigrywanie się to broń kiepskich... Amerykanie cenią roztaczanie przed nimi nowatorskich idei, proponowanie niekonwencjonalnych rozwiązań, myślenie kreatywne (pojęcie, niestety, wykoślawione i sponiewierane w Łodzi). Można by kpić wymieniając przykłady lokalnej „kreatywności”, ale to właśnie pozbawieni kompleksów, otwarci młodzi ludzie doskonale poruszający się w szeroko rozumianym biznesie nowoczesnych technologii mogą być dla mitycznej Ameryki partnerem tworzącym tu może nie dolinę, ale przynajmniej „nieckę krzemową” (gdy zadba się o to, by przestali chcieć z Łodzi wyjeżdżać).
Nie przyleciały do nas caracale, ale mamy niemałe możliwości współpracy z przemysłem zbrojeniowym. A jest jeszcze jazz i nasz wysłannik za ocean, Michał Urbaniak, który już dawno mógłby stworzyć pomost między Łodzią i Nowym Jorkiem, gdyby tylko nasze miasto, miast poklepywać go po plecach, wiedziało, kogo naprawdę należy wspierać, zamiast sprowadzać sobie wielbicieli za miliony. Jeżeli amerykański obywatel numer jeden mówi, że jego kraj chciałby w Polsce inwestować, to dobrze by było już w poniedziałek mieć gotową konkretną ofertę. Zanim się w Łodzi ponownie zabetonujemy, zatopimy w uwielbieniu dla celebrytów i krążących po kraju warszawskich chałturników, może warto wysłać za Trumpem (w tym momencie traktowanym symbolicznie) jakiegoś zmyślnego...