Ułani pod sztandarem króla. Po przegrupowaniu posuwali się na południowy zachód
Po wojnie polsko-bolszewickiej 27. Pułk Ułanów został przeniesiony do Nieświeża. Przez lata był dumą naszego miasta, a w kampanii wrześniowej bił się zawzięcie i z brawurą - pisze Teresa Gładysz.
Dużo uwagi poświęcano ćwiczeniom. Polegały one m.in. na ścinaniu łóz: podczas pokonywania przeszkody ułan musiał ściąć umocowaną przy niej grubą witkę. Albo zdjąć lancą małe metalowe kółko z wieszaka. Albo zeskoczyć z wierzchowca, a po chwili wskoczyć z powrotem na jego grzbiet. Albo zmienić pozycję w siodle, odwracając się twarzą do końskiego ogona. Wszystko w galopie! Nieliczni ćwiczyli nawet "dżygitówkę", czyli w pełnym biegu zsuwali się z siodła, prześlizgiwali się pod brzuchem wierzchowca i wracali na jego grzbiet.
Pułk dbał nie tylko o wykształcenie wojskowe, lecz także o wychowanie sportowe, które propagował prawie w całym województwie. W zawodach konno-strzeleckich w Baranowiczach, Nowogródku i Słonimie uczestniczyli ułani, ale też jeźdźcy cywilni, a nawet amazonki. Oficerowie pułku na własnych koniach brali udział w wyścigach na torach w Wilnie, Grodnie, Piotrkowie, Łodzi i Warszawie, gdzie w latach 1928-1929 zdobyli 21 nagród. W kasynach 27. Pułku Ułanów organizowane były bale, na które zapraszano również cywilów.
Na to najbliżej stojący oficer ciął raptusa szablą, ten się zasłonił, ale stracił dwa palce...
Któregoś razu dowódca pułku otrzymał rozkaz z Warszawy, by nawiązać przyjazne stosunki z Sowietami. W kasynie przygotowano spotkanie, na które wytypowani zostali oficerowie o tęgich czy raczej mocnych głowach. Biesiada toczyła się bardzo oficjalnie, ale do czasu... Gdy wzniesiono toast "Zdrowie kawalerii!", goście stwierdzili, że kieliszki są za małe i zaczęli pić ze szklanek. W ślad za tym poszła zabawa w ścinanie główek. Na stoliku stała butelka wódki, polski oficer zamachnął się szablą, główka flaszki odpadła, a zawartość pozostała, co uczczono głośnym "Hurrra!". Po chwili do stolika podszedł sowiecki oficer i wcale nie był gorszy - znów rozbrzmiało "Hurrra!". Któryś z gości zauważył na ścianie obraz z portretem króla. - To Batory? - zapytał. - Tak, to Stefan Batory - odpowiedział jeden z oficerów. Wtedy Sowiet wstał, podszedł do obrazu, nagle dobył szabli i ugodził króla prosto w szyję. Na to najbliżej stojący oficer ciął raptusa szablą, ten się zasłonił, ale stracił dwa palce... Zrobiło się wielkie zamieszanie, dowódca z trudem powstrzymał zapędy obu stron. Nastrój prysł, koniec spotkania.
Bom ja ułan Radziwiłła
Oprócz pięknych patriotycznych, do dziś śpiewanych pieśni o ułanach, tworzone były przez samych ułanów "żurawiejki", czyli żartobliwe przyśpiewki żołnierskie:
Chociaż sławne imię noszą
Niezbyt dzielnie walkę znoszą
Lance do boju, szable w dłoń, bolszewika goń, goń, goń.
Daj buziaka, moja miła
Bom ja ułan Radziwiłła
Lance do boju, szable w dłoń...
Lejbalfonsi, donżuwani
To nieświescy są ułani
Lance do boju, szable w dłoń...
Tańce, bale, wóda, kiła
To ułani Radziwiłła
Lance do boju, szable w dłoń...
Tak rozładowywali poważną nieraz atmosferę i odprężali się po ciężkiej służbie. Oficer nie miał prawa sam nosić zakupów ani swojej teczki - to było zadanie ordynansa. Nie mógł nieść dziecka na ręku ani pchać z nim wózka. Nie powinien jeździć tramwajem, lecz dorożką lub taksówką. A jeśli już wsiadł do tramwaju, to w żadnym wypadku nie mógł usiąść, tylko stał z przodu wagonu.
Ułani starali się utrzymywać jak najszersze kontakty towarzyskie z mieszkańcami Nieświeża. Na przyjęcia wnosili beztroski nastrój, fantazję i humor. Najbardziej ożywione były miesiące zimowe, gdy było mroźno i sucho, a śniegi leżały wysokie prawie na dwa metry. Przez całe popołudnia po torach lodowych mknęły z zawrotną szybkością saneczki, na ślizgawkach pełno dzieci, młodzieży i dorosłych, a między nimi księża. W niektóre wieczory przygrywała orkiestra pułkowa. A jakie kuligi! Było na co patrzeć, gdy 20 par sań sunęło po trakcie, a przy każdych konny z pochodnią.
Najbardziej uroczyste święto pułkowe odbywało się 8 sierpnia. W przeddzień wieczorem, na porosłym brzozami wzgórzu za miastem ułani ustawiali się w czworobok, płonęły pochodnie, cisza, nastrój poważny. Czas na wspomnienie poległych towarzyszy broni. Zmówiono modlitwę, później wywoływano ich kolejno po nazwisku i stopniu. Trębacze grali marsza żałobnego i wśród tej melodii padała odpowiedź: "Poległ na polu chwały". Gdy zagrano sygnał "Galop", cały pułk ruszał naprzód cwałem, jak do szarży - furkot proporczyków, tętent koni i kolorowi ułani znikali w obłokach kurzu. Po mszy polowej była defilada.
Uratował dowódcę, zginął w Katyniu
W czasie wojny w 1939 roku 27. Pułk Ułanów pod dowództwem podpułkownika Józefa Pająka bił się zawzięcie i z brawurą na całym wyznaczonym mu szlaku bojowym. Wchodząc w skład Nowogródzkiej Brygady Kawalerii, posuwał się, walcząc i torując drogę sobie i brygadzie - od Lidzbarka, nad granicą Prus Wschodnich, przez Płock, brzegiem Wisły, przez Puszczę Kampinoską i Modlin.
13 września, po przełamaniu frontu nad Narwią i Bugiem, brygada uderzyła na Mińsk Mazowiecki. Pierwszy szwadron pułku zaatakował stanowiska niemieckie i mimo ciężkich strat osłabił morale wroga do tego stopnia, że ten nie był w stanie odeprzeć następnego natarcia, wykonanego przez czwarty szwadron. Po zaciętej walce udało się zająć Maleszewo.
23 września połączone siły 26. i 27. Pułku Ułanów rozbiły dwa bataliony wroga i zniszczyły 20 samochodów.
Po przegrupowaniu się brygady ułani posuwali się na południowy zachód. Po przekroczeniu szosy Niemcy zagrodzili dalszą drogę. Pułk po brawurowej szarży pobił nieprzyjaciela, ale zginęło kilku oficerów i 80 ułanów. Po pewnym czasie silny ogień artyleryjski wroga uniemożliwił dalsze posuwanie się naprzód. Jedyna droga odwrotu wiodła przez płonący las, gdzie schronili się ułani i oszalałe ze strachu konie. Na skraju stał podpułkownik Pająk i wydawał rozkazy, próbując opanować sytuację.
Następnie brygada posuwała się na południe. Wykryło ją niemieckie lotnictwo i przypuściło zmasowany atak. 23 września połączone siły 26. i 27. Pułku Ułanów rozbiły dwa bataliony wroga i zniszczyły 20 samochodów. Droga na południe została otwarta. 26 września, już na terenie Lubelszczyzny, pułk otrzymał rozkaz szarży, która załamała się pod ostrzałem artylerii i ciężkiej broni maszynowej nieprzyjaciela. Walkę przerwał niemiecki parlamentarzysta, proponując zaprzestanie ognia. Generał Anders zgodził się pod warunkiem, że napotkane po drodze oddziały nie będą atakowały Polaków.
Po krwawej bitwie pod Morańcami zgrupowanie Andersa zostało zaatakowane przez karabiny maszynowe bolszewików. Generał wysłał parlamentarzystę z ułanem w kierunku ich stanowisk. Gdy byli w połowie drogi, znów zagrały karabiny maszynowe. Parlamentarzyści wrócili do sztabu pieszo, ich konie zostały ścięte bolszewickimi seriami. Brygada znalazła się w matni. Anders przekazał przez swoich oficerów, że rozproszone polskie oddziały mają się zbierać w gajówce Zielony Gaj. Widząc jednak beznadziejność dalszego oporu, zwolnił ułanów z przysięgi wojskowej, zalecając pojedynczo i niewielkimi grupami przedzierać się do granicy węgierskiej.
27 września zabudowania folwarczne i lasek, w którym schronili się polscy ułani, zaatakowała bolszewicka artyleria ogniem z ciężkich karabinów maszynowych, równocześnie ruszyła tyraliera piechoty i masa kawalerii. Nastąpiła prawie całkowita zagłada pułku. Ci, którzy przeżyli, w połowie października dotarli z bronią i końmi do Gór Świętokrzyskich. Rozpoczęła się gehenna, zima była mroźna i śnieżna, żyli w ziemiankach w niedostępnych borach. U podnóża Łysicy dotrwali do maja 1940. Dzięki właścicielom pobliskich majątków nie umarli z głodu.
W czasie kampanii wrześniowej rotmistrz dyplomowany Kuczyński z nieświeskiego pułku uratował w boju rannego generała Andersa, swojego dowódcę. Sam zginął w Katyniu. Zdradziecka śmierć spotkała też innych ułanów, których wielu trafiło do niewoli niemieckiej lub sowieckiej.