Ucieszeni normalnością
W tysiącach można liczyć zainteresowanie uczestnictwem w wycieczkach na dworzec Łódź Fabryczna.
Zaczęło się od ekstatycznego otwarcia, do dziś niemal każdego dnia można tam spotkać kogoś z aparatem fotograficznym. Gigantyczny gmach oglądają głównie ci, którzy nigdzie nie jadą (podróżnicy częściej się w nim gubią), co jest awangardowym przykładem wykorzystywania nowego budynku, przeznaczonego do wielce praktycznych celów związanych z przemieszczaniem się, jako muzeum. Brońmy jednak idei, podkreślając, że dworce zwiedza się np. w Portugalii - i nie zniechęcajmy się w zachwycie nad betonowo-szklanym kolosem takimi drobiazgami, że tam czyni się to z powodu urody i historii zawartych w panelach ułożonych z azulejos.
Nasza atrakcja już osiągnęła ten stan samozadowolenia, iż PKP zastanawia się, czy nie wprowadzić opłaty dla przewodników za oprowadzanie wycieczek po podziemnym dworcu. Kolejnym przebojem turystycznym dla łodzian (paradoks, który Łodzi nie przeszkadza, ale zauważmy, że turyści to są ci, którzy przyjeżdżają) okaże się nowy stadion miejski na Widzewie. Tym bardziej, że po jednej trybunie na nieco starszym miejskim „stadionie”, ten ma wszystkie. I znów tysiące będą oglądać, fotografować, zachwycać się, że jest, stoi, jeszcze chwilę pachnie nowością.
I na swój sposób to poruszające, gdzie jesteśmy i co z nami poczyniono, że niezależnie od tego, co myślimy o megalomańskim dworcu, kompletnie niepraktycznym, nieładnym i bizantyjskim przystanku centrum czy rekordowej liczbie stadionów miejskich w mieście, które sportowo niemal nie liczy się obecnie w kraju, masowo zwiedzamy obiekty oczywiste, codzienne, których w normalnym mieście specjalnie się nie zauważa, tylko po prostu z nich korzysta. Oddalenie od metropolii naprawdę jest w głowach.