To był wybuch, czy go nie było - skąd pożar na Niebuszewie
Co było dokładną przyczyną poniedziałkowego pożaru jeszcze nie wiadomo. Mieszkańcy spierają się co do wersji wydarzeń, ale w kwestii pomocy są zgodni
W poniedziałek przed godziną 10. w wieżowcu przy ul. Ofiar Oświęcimia wybuchł pożar.
- Koleżanka otworzyła okno i usłyszała wybuch. Po chwili zobaczyła ogień i powiadomiła mnie z 10. piętra, że coś się pali. Ubrałem buty, zbiegłem szybko po schodach, żeby nie używać windy. Po drodze wyciągnąłem kobietę z ognia - relacjonuje sąsiad, który bezpośrednio uczestniczył w akcji ratunkowej. - Temperatura była taka, że nie mogłem wytrzymać. Kobieta była na korytarzu, trzymała się kurczowo klamki, nie mogłem jej odciągnąć. Wyciągnąłem ją na świeże powietrze. Miała spalone włosy, poparzoną skórę. Zapytałem, co się stało. Powiedziała, że wybuchł jej dezodorant.
Chwile grozy
Pożar wyglądał bardzo groźnie. Jak relacjonują świadkowie, z mieszkania wydobywały się kłęby dymu i wielki ogień. Z okien wyleciały szyby. Płomienie dosięgnęły również mieszkań sąsiadujących. W jednej chwili było słychać wielki huk i cała klatka schodowa była zadymiona.
- Nie wiedziałem, co się dzieje. Nic nie było widać. Smród spalenizny, dym i bardzo wysoka temperatura - relacjonuje kolejny mieszkaniec wieżowca.
W akcji gaśniczej brało udział 7 zastępów straży pożarnej. Ponad 70 osób ewakuowano. Pomocy medycznej udzielono ośmiu mieszkańcom budynku. Najbardziej poszkodowana jest 70-latka, w mieszkaniu której był wybuch. Kobieta z silnymi oparzeniami trafiła do szpitala. Wśród ofiar była także kobieta w ciąży, która jak zobaczyła całe zdarzenie pobiegła na pomoc poszkodowanym.
Co się zdarzyło naprawdę
Wersji wydarzeń jest kilka.
Mieszkańcy:
- Mieszkam po drugiej stronie, nic nie słyszałam, nic nie widziałam. Dopiero łomot w drzwi usłyszałam, tak naprawdę to nawet bałam się otworzyć drzwi, bo myślałam, że to jakiś złodziejaszek, a to policja po mnie przyszła - mówi seniorka z ewakuowanego bloku.
- To była eksplozja. Przechodziłem akurat i widziałem. Najpierw był wybuch, a za chwilę ogień - relacjonuje jeden ze świadków.
- Jaki wybuch?! O czym pan mówi? - pyta sąsiada starsza kobieta. - Nie było żadnego wybuchu. To przecież zaprószenie ognia.
- Okno wyleciało, to co samo wyleciało?! - wtrąca kolejna osoba. - Ktoś tu nawet przecież na ulicy poczuł podmuch. Wie pani, tu starsi ludzie mieszkają i nikt nie ma nad nimi opieki.
- Jacy starzy ludzie?! Starzy już dawno poumierali, tu młodzi w większości wynajmują - słyszę od innej pani. - Faktycznie ludzie mówią, że słyszeli i widzieli wybuch, ja mieszkam po przeciwnej stronie, nic takiego nie słyszałam.
- To się paliło tam po prostu. Ona chciała sprayem muchy spryskać i to buchło, akurat gaz się palił gdzieś obok, ale to nie wybuch gazu - mówi jedna z sąsiadek. - Wie pani gaz ludzie różnie rozumieją. To ciśnienie takie było i dlatego takie silne.
- Mieszkam po przeciwnej stronie, na IV piętrze, ten cały dym leciał do nas. Śmierdziało strasznie - opowiada kolejna pani.
Strażacy:
Pierwsze zgłoszenie dotyczyło wybuchu gazu w mieszkaniu na 10. piętrze wieżowca.
- Z wywiadu okazało się jednak, że to mieszkanie na 3. piętrze - mówi Tomasz Kubiak, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej.
W całym budynku zamontowana jest instalacja gazowa, więc wersja z eksplozją butli gazowej raczej nie jest prawdziwa. Jak twierdzą strażacy, jaka była przyczyna wybuchu badają jeszcze biegli.
- We wtorek zostały przekazane do prokuratury zebrane materiały dowodowe - mówi asp. sztab. Irena Kornicz z KWP Szczecin. - Śledztwo cały czas jest w toku. Zbieramy dokumentację, przesłuchujemy świadków. Kluczową w tej sprawie będzie opinia biegłego z zakresu pożarnictwa. Dopiero po zebraniu całości materiału prokurator zdecyduje czy będą komuś stawiane zarzuty, i jeśli tak, to jakie. Na tę chwilę śledztwo porowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko komuś.
Samotna, starsza pani
70-latka, której mieszkanie spłonęło doszczętnie była osobą samotną. Sąsiedzi wyrażają się o niej bardzo dobrze.
-No przecież, przecież ja ją znam, to dobra kobieta jest. Często razem na ławeczce siedziałyśmy - mówi sąsiadka.
- Była po 70., ale nie było taka stara - dodaje kolejna.
Pomoc
Mieszkańcy zostali objęci opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Wszystkie osoby poszkodowane dostały informacje, gdzie mogą się zgłosić i z kim kontaktować w przypadku dalszej pomocy czy chociażby malowania mieszkań.
- Dwie rodziny, których mieszkania zostały zalane, będą chciały skorzystać z pomocy finansowej przy remoncie - podpowiada Maciej Homis, rzecznik MOPR-u.
Kobieta, w której mieszkaniu doszło do wybuchu pożaru cały czas przebywa jeszcze w szpitalu. Jej lokal spłonął doszczętnie. Mieszkanie będzie wymagało kapitalnego remontu.
- Nie zostanie sama, na pewno jej pomożemy - mówili sąsiedzi tuż po zdarzeniu. - To jest dobra kobieta. Nie jesteśmy z tych ludzi, co zostawią człowieka w potrzebie.