Smecz towarzyski. Pamiętajmy przede wszystkim o Ukrainie
Przyszli pod ukraiński konsulat w Krakowie. Dzielni, niezłomni, ogoleni. Rozwinęli transparent „Wołyń pamiętamy”. Pamiętają tak dobrze, że wyjątkowo nie podobają im się emigranci z Ukrainy, szukający w Polsce lepszego życia, czemu też podczas manifestacji dają wyraz. Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski również pamięta. „Z Banderą do Unii nie wejdziecie” - grozi sąsiadom palcem w prasowym wywiadzie. W zabawie znajdź pięć różnic między chłopcem w koszulce z napisem „cały nasz chuligański trud tobie ukochana ojczyzno” a szefem dyplomacji w garniturze, poległem z kretesem.
„Wołyń pamiętamy”. Jest w tym zdaniu interesująca semantyczna wolta, bo jedyne co mogą pamiętać łysi chłopcy spod konsulatu, to nazwę użytej dzień wcześniej na siłowni odżywki z plastikowego słoja. Jakimś cudem uznali się jednak za polskich patriotów i depozytariuszy pamięci, a do użyźniania nacjonalistycznych postaw wykorzystują nawóz z resentymentów. Nie o taką pamięć, złoci polscy chłopcy, chodzi. Bo naszym nacjonalistom jeszcze chyba nikt tego nie uświadomił, a może w końcu powinien, że są takimi samymi pajacami jak nacjonaliści z Ukrainy.
Coś wam, chłopcy i ministrze Waszczykowski, opowiem. Mój dziadek, weteran kampanii wrześniowej, ma 101 lat i Wołyń pamięta. W odróżnieniu od was - aż za dobrze, bo tam się urodził i tam, w owym straszliwym czasie, działał w AK. Jego rodzina uratowała się, bo ostrzegł ich sąsiad. Ukrainiec. Gest ten nie rzutował jednak potem na sposób, w jaki dziadek patrzył na ukraiński naród. Było do spojrzenie krytyczne i pozbawione cienia sympatii. Bo zbrodnie OUN i UPA trudno wymazać z pamięci. Dziadek nosi te obrazy w sobie przez całe życie, mówić zaczął o nich dopiero w ostatnich latach. O śmierci, bestialstwie, znoszeniu kawałków ciał do wspólnych mogił. O wizycie w piekle.
Wydaje wam się, że jego historia pasowałaby do waszej narracji? Przykro mi, ale nie. Bo on, znowu w odróżnieniu od was, potrafi analizować procesy historyczne i geopolityczne. Ukrainę, powtarza więc konsekwentnie, trzeba bezwzględnie wspierać i przyciągać w unijną strefę wpływów i to Polska ma tu do odegrania kluczową rolę. Bo to leży w naszym interesie. Bo każde odepchnięcie Ukrainy to wrzucanie jej w ramiona Rosji, która ochoczo ją przytuli. Że prowadzenie realpolitik jest ważniejsze niż realizowanie polityki historycznej, której jedynym skutkiem jest dyplomatyczny ferment.
Nawiasem mówiąc, jeśli polski nacjonalizm będzie rósł, a na to się zanosi, to z ukraińskim stanie się dokładnie to samo, korelacja jest oczywista.
„Wołyń pamiętamy”. Pamiętajmy. Jednak robienie na tym polityki będzie miało wyłącznie opłakane skutki.