Ostrożnie z przywilejami [Komentarz Dariusza Pawłowskiego]
Gdy się ma nieco wygodniej niż inni, warto być ostrożnym.
Nie, nie dlatego, że można to stracić, bo przecież nierzadko nie mamy na to wpływu. Można jednak samodzielnie zatroszczyć się o to, by będąc nadmuchanym swoimi przywilejami i pozycją się nie zbłaźnić, twarzy nie stracić, natury prawdziwej nie pokazać. To zadziwiające jak błyskawicznie, otrzymując choć minimum władzy, poddajemy się imperatywowi, by ją okazać, a jeszcze bardziej - by za wszelką cenę ją utrzymać i rozprzestrzenić. Niemal każdego tygodnia przykłady zagubienia - by nie powiedzieć: ogłupienia prerogatywami - dostarczają nam reprezentanci różnych poziomów lokalnej władzy.
Dowodząc przy tym, że urzędnik to już nie zawód, powołanie, chęć działania na rzecz społeczności, lecz stan umysłu. W ostatnich dniach radnym - i to o lewicowym emblemacie - wstrząsnęła śmiałość osób do przywilejów nieuprawnionych, które zaparkowały auta na miejscach przeznaczonych dla pojazdów radnych właśnie. Odkładając na bok niesubordynację prawdopodobnie petentów urzędu, którzy niedostosowali się do obowiązującego na tym terenie przepisu, uruchamianie przez radnego całego urzędniczego aparatu, łącznie z sekretarzem miasta, do wyegzekwowania przywileju, którego akurat w zakorkowanej Łodzi nawet nie powinno się posiadać, świadczy o oderwaniu od tego, do czego jako radny się zostało powołanym.
Rzecz jasna to przykład najświeższy, ale wcale nie najpotężniejszy. Nasi włodarze zbyt często mylą konsekwencję z zacietrzewieniem, możność wpływania na życie miasta z wyjątkowością, wizję z wizerunkiem, a podejmowanie decyzji z nieomylnością. A przecież mamy w Łodzi tradycję ekumenizmu! Warto tym szlakiem wędrować, bo niespodziewanie może nadejść społeczny orkan Friederike i wymieść nieczułych. Czasem mam wrażenie, iż niektórym by się to przydało.