Niełatwo być patriotą
Nie jest łatwo dziś operować pewnymi pojęciami. Taki patriotyzm choćby. Dla jednych, na przykład, to równy marsz i stawianie murów, inni zaś zapewniają, że to sprzątanie po sobie i płacenie podatków.
Pierwsi nie dostając do patriotyzmu osobowości roztopiliby go w jednorodności, drudzy nie mogąc go unieść, unoszą się przyrównaniem do przyzwoitości i dobrego wychowania. Są tacy, co uważają, iż wystarczy robić swoje, co nierzadko sprowadza się do wysublimowanego "wypięcia" na istnienie społeczności, inni chętnie wspólnotę wykreują, pod warunkiem, że na jedynie słusznych warunkach. Wariacji pojmowania patriotyzmu jest wiele. Świąteczny 11 listopada tradycyjnie już pokaże, że kompletnie nie pragnących do siebie przystawać.
A co to znaczy być dziś patriotą w Łodzi?
Nie jest to raczej głoszenie, że wyłącznie zachwyca, skoro rozsądnie rzecz biorąc nie zawsze zachwyca. Nie jest patriotyzmem godzenie się i znoszenie wszystkiego, według przypadłości, o którą czasem łodzian podejrzewam, że im jest im gorzej, tym bardziej się cieszą. Nie jest nim bezkrytyczne prześciganie się w fajerwerkach pomysłów, udawanie Mediolanu, Paryża, czy Nowego Jorku, bo niespodzianie może się to skończyć Detroit. Nie jest więc też radowanie się czymkolwiek, bo to infantylizm, jak i nie jest też nim sarkanie na każde działanie, bo to stetryczenie. Patriotyzmem nie jest jednoczenie się w obrażaniu nas obrażających, bo to zwykła zaściankowość. Nie należy do tych kategorii w końcu przywiązanie do dresowego kodu i spoglądanie spode łba, co niestety stało się jednym z symboli Łodzi, zbyt często poza Łodzią podkreślanym. I nie są patriotami łodzianie, którzy niczego w swej stagnacji nie chcą zmieniać. Kto patriotą zatem jest? "Nie filozuj, to się wie" - mawia przyjaciel, gdy próbujemy rozbierać takie pojęcia, jak uczciwość, wierność, prawda... Czy Łódź zdołałaby przywrócić im podstawowe znaczenia? To dopiero byłby patriotyzm...