Kłamstwo świeci w oczy
Mawiają, że prasa i telewizja kłamią (o politykach, rzecz jasna, nie wspomnę). A przecież największym krętaczem w naszym mieście jest obecnie świetlna tablica umieszczana na przystankach, informująca o nadjeżdżających tramwajach i autobusach. To znaczy nie nadjeżdżających.
Pierwszy z komunikatów, który możemy sobie poczytać, to zapowiedź, iż najbliższy tramwaj (czy autobus) przyjedzie za minutę (co jest szczególnie podnoszące na duchu, gdy pojazdu nawet nie widać). I jest to najdłuższa minuta w historii minut. Bywa także minutą niecierpliwą: to znaczy po znacznie przekraczającym jej rozpiętość czasową okresie, informacja o zapowiadanym tramwaju znika bezpowrotnie w czeluściach urządzenia i na jej miejsce „wskakuje” kolejny fragment rozkładu, nie mający wiele wspólnego z rzeczywistością. Pasażerom pozostają rozważania: nadjedzie czy nie nadjedzie, jak przed wielu laty - wejdą czy nie wejdą. A że historia lubi się powtarzać, to tak jak nie weszli, tak nie nadjedzie.
Oszczędniej byłoby tablice wygasić... Sytuację ma zmienić ogłoszona właśnie reforma komunikacji miejskiej i nowa siatka połączeń. Co prawda, po tych samych ulicach i torach będą jeździć te same autobusy i tramwaje, ale przecież ci, co pamiętają różne epoki w naszym kraju wiedzą, że każda ogłoszona zmiana sama w sobie sprawia, iż ci, co ją ogłaszają czują się lepiej. I jak z tablicami na przystankach: to ogłoszenie bardziej dla nich, niż dla pasażerów. Może jednak okaże się, że zgodnie z obowiązującą od lat tendencją, nasze miasto jest „tramwajowe”, mimo że muszą one pokonywać na swoich trasach liczne zakręty i wjazdy, a przede wszystkim skrzyżowania co kilkaset metrów. Może nie grozi nam chaos, może jedna awaria na torach nie wywoła katastrofy całego systemu, może wszystko się poukłada. Ogłaszając te zapewnienia poczułem się jak świetlna tablica na przystanku... Będzie lepiej już za minutę...