„Dziwny jest ten świat” ma 50 lat. Tydzień nagrań, atmosfera skupienia
Gdy Czesław zaśpiewał, zamurowało nas - wspomina Paweł Brodowski, były gitarzysta basowy grupy Niemen & Akwarele, publicysta, redaktor naczelny „Jazz Forum”.
W kwietniu mija pół wieku od nagrania jednego z największych przebojów Czesława Niemena „Dziwny jest ten świat”. Nagrała go grupa Niemen & Akwarele. Jak Pan się w niej znalazł?
Do zespołu, którego skład uformował się we wrześniu 1966 roku, dołączyłem kilka miesięcy później, w grudniu. Ale jeszcze wcześniej w tym składzie graliśmy przez kilka lat w warszawskim zespole big-beatowym Chochoły. W czerwcu 1966 roku Chochoły zagrały swój ostatni koncert, w warszawskiej Hali Gwardii, i zespół się rozwiązał. Ale tak się złożyło, że po tym właśnie koncercie do naszego perkusisty podszedł Franciszek Walicki i powiedział, że Czesław Niemen planuje stworzenie własnego zespołu i zaprosił Tomka Butowtta na rozmowę do Domu Chłopa. Podczas niej padały różne nazwiska, ale ostatecznie Akwarele uformowały się w prawie identycznym składzie jak Chochoły. Na bębnach grał Tomek Butowtt, na gitarze Tomek Jaśkiewicz, na instrumentach klawiszowych Marian Zimiński. Do grania na gitarze basowej zaproszono Marka Brodowskiego, mojego trochę starszego kolegę, o takim samym nazwisku, choć nie był ze mną spokrewniony. Grał na basówce, jak na tamte czasy, doskonale. Ja byłem wtedy studentem i nie mogłem podjąć profesjonalnej pracy muzyka, gdyż groziłaby mi służba wojskowa.
Na pierwszej próbie muzycy grupy Niemen Akwarele spotkali się we wrześniu 1966 roku. W międzyczasie Czesław był jeszcze w Paryżu i kończył swoje zobowiązania wobec Niebiesko-Czarnych. Kolejne próby odbyły się w listopadzie 1966. Przed świętami moi koledzy przyszli do mnie i spytali, czy nie chciałbym grać z nimi w Akwarelach. Współpraca z Markiem im się nie układała. Był trudny we współżyciu. Poszedłem z basówką na przesłuchanie do Czesława Niemena do Domu Chłopa. Zagraliśmy kilka numerów, Czesław kiwnął głową i zostałem przyjęty do zespołu. Wziąłem urlop dziekański na rok. W styczniu 1967 roku pojechaliśmy do Wrocławia na dwutygodniowy obóz treningowy, by przygotować repertuar koncertowy, w marcu pojechaliśmy na długą trasę po Śląsku. 12 kwietnia 1967 rozpoczęła się sesja, na której nagrany został materiał na płytę „Dziwny jest ten świat”.
Jak się wtedy nagrywało i gdzie nagrywaliście? Czy to było nagranie robione na tak zwaną „setkę”?
Nagrywaliśmy w studiu Polskich Nagrań w Warszawie przy ulicy Długiej. Podkłady instrumentalne nagrywało się „na setkę”, ale nie znaliśmy jeszcze wtedy takiego określenia. Polskie Nagrania dysponowały już wtedy sprzętem stereo, ale używały go tylko do nagrań muzyki symfonicznej. Myśmy nagrywali w wersji mono na czterośladzie. Na czterech ścieżkach. Na pierwszej ścieżce nagrywaliśmy podkład instrumentalny - graliśmy wszyscy razem. Jeśli się komuś coś nie powiodło, powtarzaliśmy wszyscy od początku. Na drugiej ścieżce rejestrowano instrumenty dęte i dodatkowe solówki. Na trzeciej chórek - w kilku utworach śpiewały Alibabki. Czwarta ścieżka zarezerwowana była dla Czesława. I na końcu wszystko było miksowane. Niestety na mono. Po wielu latach, kiedy Czesław postanowił rekonstruować te nagrania, nie było to łatwe, bo tych ścieżek nie dało się rozdzielić. Dobry miks, już po śmierci Czesława, zrobiła jego córka Eleonora.
Jaka była atmosfera w czasie nagrań?
Atmosfera skupienia. Nagrywaliśmy przez cały tydzień. Potwierdza to zachowany w Polskich Nagraniach dokument z rozpiską dzień po dniu. Rozpoczęliśmy nagrania 12 kwietnia, a skończyliśmy 20 kwietnia. Siedzieliśmy w studio od rana do wieczora. Większość utworów była przygotowana wcześniej, ale niektóre powstawały dopiero w studiu. Tam na miejscu rodziły się różne pomysły i utwory przyjęły ostateczny kształt. Była burza mózgów, powstawały niuanse aranżacji. Bardzo duży wkład w nagrania miał Marian Zimiński. Był z nas najlepiej przygotowanym muzykiem, miał za sobą naukę w szkole muzycznej w klasie fortepianu i perkusji. Potrafił świetnie aranżować i komponować, sprawnie pisał nuty. Duży udział miał też Tomek Jaśkiewicz, człowiek o dużej wyobraźni i wrażliwości.
Miał Pan jakiś wpływ na nagranie jako basista?
Chyba dobrze wypełniłem swoją rolę muzyka sekcyjnego. Miałem solowe wyjścia w breakach z riffem basówki. Bas dobrze brzmiał. W studiu i na scenie miałem do dyspozycji wzmacniacz basowy Fendera, który był własnością Czesława.
Dodać trzeba, że w nagraniach wzięła udział sekcja dęta muzyków z Orkiestry Radiowej Bogusława Klimczuka. Tworzyli ją ówczesna pierwsza trąbka Stanisław Mizeracki, na saksofonie barytonowym Henryk Rzeźniczak, na tenorze, sopranie i alcie Janusz Muniak, który miał już wtedy za sobą współpracę z Tomaszem Stańką, Andrzejem Trzaskowskim i Krzysztofem Komedą. Biorąc udział w tej sesji, Janusz Muniak stał się na gruncie polskim prekursorem współpracy muzyków jazzowych i rockowych. Trochę później tym śladem poszli Włodzimierz Nahorny, który związał się z Breakoutami oraz Zbigniew Namysłowski, który dołączył do grupy Niemena.
„Dziwny jest ten świat” nagraliście w kwietniu 1967, a kiedy ten utwór stał się przebojem? Kiedy trafił do radia?
„Dziwny jest ten świat” został zgłoszony do koncertu premier na Festiwalu Piosenki w Opolu, jego pierwsze publiczne wykonanie miało miejsce 23 czerwca 1967 roku, a więc w dwa miesiące po nagraniu. Wtedy ten utwór usłyszała cała Polska. Ciekawostką jest, że podczas prób Czesiek tylko podśpiewywał sobie coś pod nosem. My tę pieśń usłyszeliśmy w pełnym blasku dopiero podczas sesji płytowej na samym jej końcu, kiedy do studia wszedł sam Czesław, by nagrać swój głos na przygotowanym już podkładzie instrumentalnym i chórku. Słuchaliśmy Czesława zza szyby reżyserki. Przy konsolecie siedział słynny reżyser dźwięku Wojciech Piętowski. To, co się tam stało, było dla nas wszystkich wstrząsem. Czesiek zaśpiewał z taką mocą, z taką ekspresją i dramatyczną siłą przekazu, że nas po prostu zamurowało. A gdy skończył, nastąpiła długa cisza, która wydawała nam się wiecznością. Czesław przyszedł do nas do reżyserki, a my nie wiedzieliśmy nawet, co powiedzieć. Asystentka reżysera dźwiękowego, która śledziła wskaźniki mocy na magnetofonie, zauważyła, że siła głosu Czesława przekroczyła dopuszczalne parametry. I poprosiła Czesława o powtórkę nagrania. Czesław zaśpiewał jeszcze dwa razy. Nagrane zostały trzy wersje. Ostatecznie jednak na płytę wybrana został ta pierwsza. Natomiast na festiwalu w Opolu towarzyszyła nam cała orkiestra radiowa. Aranż przygotował Albert Pra-della.
Od czasu do czasu mówi się, że „Dziwny jest ten świat” to plagiat utworu „It’s a Man’s Man’s Man’s World” Jamesa Browna.
Można się doszukać wielu podobieństw, ale nie jest to plagiat. Plagiat to pojęcie prawne. Pisał o tym w jednym z numerów „Jazz Forum” pianista i muzykolog Piotr Kałużny. Pierwsze dwie czy trzy nuty są identyczne, ale potem melodia się zmienia. W tytułach obu pieśni pojawia się słowo „świat”, podobny jest nastrój, ekspresja, budowa kompozycji poprzedzonej wstępem (u Jamesa Browna smyczki, u Czesława organy). Z całą pewnością była to inspiracja. Niewątpliwie gdyby nie było „It’s a Man’s Man’s Man’s World”, nie byłoby „Dziwnego świata”.
Dlaczego odszedł Pan z Akwareli i kiedy? Zastąpił Pana Tadeusz Gogosz.
Jak wspomniałem wcześniej, byłem wtedy studentem. Przyszedłem do Akwareli warunkowo na rok. Czesław namawiał mnie, żebym został, ale miałem już inne, wcześniej ustalone plany. Przed powrotem na studia chciałem jeszcze pojechać na parę miesięcy do Anglii. Ostatni koncert zagrałem chyba 30 października 1967 W Kolonii, RFN (był to nasz pierwszy wyjazd na Zachód!) , dwa dni później płynąłem już statkiem do Londynu. Po studiach pojechałem jeszcze raz na dwa lata do Anglii, a po powrocie zacząłem pracować jako redaktor w „Jazz Forum”. Od tamtego czasu minęło 45 lat, a ja wciąż w tym „Jazz Forum” jestem. To moja życiowa pasja. A tamten czas w Akwarelach Czesława Niemena to moja największa przygoda.
Śledził Pan losy „Dziwnego świata”? Które z jego wykonań poza oczywiście wersjami Niemena wydaje się Panu najciekawsze?
Było ich bardzo dużo. Zresztą wersji Czesława też było wiele, wspaniała jest pierwsza wersja angielska z Józefem Skrzekiem, Jerzym Piotrowskimi i awangardowym basistą Helmutem Nadolskim. Niektórzy są przekonani, że to ja napisałem tekst angielski. Ale napisał go sam Czesław, a pomagała mu pewna tajemnicza dziewczyna. Natomiast ja tłumaczyłem wiersze wielkich polskich poetów, m.in. Norwida i Leśmiana, które Czesław nagrał na płytach dla CBS: „Strange Is This World” i „Ode To Venus”.
Skoro tyle jest wersji „Dziwnego świata”, czy nie można by wydać albumu płytowego z tymi różnymi wersjami? Takiego audiofeelskiego?
Można by, ale to pytanie do spadkobierczyń. To one decydują. W pierwszej kolejności powinny zostać wznowione zagraniczne płyty, które Czesław planował wydać w boksie „Niemen na pomieszane języki”. Zapowiadana jest teraz super-#edycja albumu „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” grupy The Beatles z okazji przypadającej w czerwcu tego roku 50. rocznicy wydania „albumu wszech czasów”. O podobnej akcji w związku 50. rocznicą albumu „Dziwny jest ten świat” (pierwszej Złotej Płyty polskiego rocka) można tylko pomarzyć.