35 mgnień młodości
Jest majowo! Wiosna jakoś nie może się po zimowym śnie rozbudzić, ale młodość nie czeka.
W tym czasie, niezależnie od pogody, odbywa się w Łodzi najfajniejszy (i to słowo tu dobrze pasuje) najazd dziewczyn i chłopców na miasto - wraz z w tym roku wyjątkowym, bo 35. Festiwalem Szkół Teatralnych.
Dorobek wydarzenia organizowanego przez łódzką Szkołę Filmową jest niebywały (zbyt często nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo), a moc tak ogromna, że wiosna bez tej artystycznej (no dobrze, nie tylko) orgii małoletności, radości i wiary w przyszłość byłaby niczym bielizna bez Penélope Cruz lub Łódź bez wielomiesięcznych remontów jednej ulicy.
Festiwal, ponieważ jest zbudowany na młodych ludziach (ale wcale nie jedynie dla młodych przeznaczony), nigdy nie straci swej żywotności, jest też zapisem (i zapowiedzią) przemian zachodzących w polskim teatrze. Pokazuje różne oblicza uczenia aktorstwa oraz rozmaite twarze uczelni: warszawski błysk i nakierowanie na efekt, krakowską niespieszność i oparcie w tradycji (a czasem jej zaprzeczanie), wrocławską oddzielność, a zarazem pragnienie udowadniania, iż nie jest się filią oraz łódzką największą wszechstronność.
Cieszy, że do programu dołączają ci, co od dawna chcieli tu być: wydziały lalkarskie z Wrocławia i Białegostoku oraz Wydział Teatru Tańca w Bytomiu, bo to przecież ta sama aktorska drużyna. Powstał również drugi film dyplomowy, co oznacza, że projekt staje się tradycją.
Tegoroczny festiwal wykazuje, że ma energię i pomysł, by się rozwijać i rozrastać. I przekonuje, że jest bardziej godny dofinansowywania niż niejeden łódzki przegląd festiwal udający. Fantastycznie zatem młodzi goście, że jesteście w Łodzi. A jeśli ktokolwiek powie Wam, że kiedyś to były festiwale, aktorzy i w ogóle ludzie, pamiętajcie, że dzisiaj natychmiast byśmy się z Wami zamienili latami...