Zniewolony kot Rurek. Felieton Tadeusza Płatka
Cały cały Rzeszów przez 10 dni próbował wydostać kotka, który utknął w rurze ciepłowniczej. No i się udało! We wtorek po południu akcja ratownicza zakończyła się sukcesem. Kot dostał imię Rurek i trafił pod opiekę Fundacji Felineus - przeczytałem w kilku gazetach i usłyszałem w mojej ulubionej stacji radiowej, która na co dzień zajmuje się uchodźcami na granicy, karami za Turów i innymi - mniej istotnymi od Rurka problemami.
Cała Polska przez jeden dzień żyła kotkiem. Zastanawiałem się, czy dziś pojawią się marudzące komentarze, że ile to kosztowało, czy służby nie mają nic innego do roboty itp. Na szczęście cisza - cały kraj jest akcją zachwycony i to dodaje wiary w ludzi. Zastanawiam się tylko, czy dobrze się stało i jak teraz będzie wyglądało życie Rurka. Załóżmy nawet, że rzeczywiście zaklinował się tam przez przypadek - wyszedł jak co dzień na polowanie lub zwykły, jesienny spacer, chciał się ogrzać, Bóg raczy wiedzieć. Pewne jest że kot, który się jeszcze wtedy jakoś inaczej nazywał, miałczał przeraźliwie, co przechodnie zinterpretowali jako wołanie o pomoc. Ale może wcale nie chciał być wyciągnięty? Może miał dość tej całej Polski, postanowił się zaszyć w ciepłym, ciemnym miejscu na zawsze.
Odejść na znak, nie wiem, protestu?
Dopadła go depresja? Może on nie miałczał na pomoc, tylko na znak protestu?
Oczy całego Rzeszowa będą teraz skierowane na Rurka, który, znając koty, będzie chciał wrócić w miejsce swojego internowania. Pytania „jak się miewa nasz ocalony?” będą padały zdecydowanie częściej niż w stosunku innych ocalonych w mniej spektakularny sposób, przy użyciu tradycyjnych narzędzi. Piętno akcji będzie mu ciążyć już do końca w postaci nazwiska. Jeśliby Rurek znów się gdzieś zaklinował, to służby i miłośnicy zwierząt znów przystąpiliby do działania, tym razem jednak pod nosem mruczeliby, że w sumie to on już trochę przesadza, że co on myśli, że to zabawa? Dziesięć dni zmagań i znowu gdzieś polazł - jest to kot nieodpowiedzialny, niepoważny i to już ostatni raz, następnym razem, Rurku, sam się wyciągaj.
Myślę, że na wszelki wypadek kot-zdobywca będzie więc, przez jakiś czas, uziemiony, żeby nie zrobić czegoś nieodpowiedzialnego, a my będziemy musieli wrócić do codziennych, przytłaczających wiadomości, w obliczu których nie sposób się zjednoczyć.
Musiałaby, nie wiem, bomba atomowa spaść na Gdańsk, żeby wszystkich, jak Rurek, pogodzić.
A sam kot już godzić nie jest w stanie, żeby nawet codziennie się w jakiejś innej rurze klinował. Jego pięć minut upłynęło. Kotu speleologowi zostanie wymyślone inne hobby, a my z utęsknieniem wypatrywać będziemy kolejnej akcji z udziałem strażaków, kaczek, chomików czy innych zwierząt-himalaistów, którzy bohatersko zdobywają niedostępne nikomu zakamarki.