Złoto i brylanty - tyle zostało ze śląskiej mafii paliwowej. Oto historia Henryka Musialskiego - barona paliwowego z Siemianowic Śląskich
Sąd uznał, że Henryk Musialski okradł Skarb Państwa na pół miliarda złotych. Był baronem śląskiej mafii paliwowej z lat 90. Wszystko stracił. Dawno odsiedział wyrok, wyszedł z więzienia, a skarbówka do dziś wyprzedaje jego majątek na pokrycie długów.
Na niecodzienne ogłoszenie o licytacji komorniczej natrafiłem na początku lutego w „Dzienniku Zachodnim”. - Naczelnik Drugiego Urzędu Skarbowego w Katowicach podaje, iż 13 lutego 2020 roku odbędzie się pierwsza licytacja ruchomości należących do Pana Henryka Musialskiego - czytam. Tak. Chodzi o majątek „tego” Henryka Musialskiego - barona paliwowego, który swoją przestępczą działalnością wyłudził od Skarbu Państwa pół miliarda złotych.
Powyższe ruchomości to pięć bransoletek, naszyjnik oraz pierścionek. Wszystkie należały do głowy śląskiej mafii paliowej. Wykonane są z białego złota i wysadzane brylantami. Razem wzięte ważą blisko 330 gramów, ozdobia je 1777 drogocennych kamieni, a ich wartość wyceniono na 229 tys. 100 zł.
Od tokarza do właściciela firmy
- Urodziłem się w nędzy i wychowałem się w niej - podkreślał Musialski, kiedy w 2013 roku rozmawiał z dziennikarką „DZ”.
Urodził się i wychował w Siemianowicach Śląskich. Tu ukończył szkołę zawodową przy Hucie Jedność, gdzie przez krótki czas pracował jako tokarz. W 1985 roku Musialski wyjechał do Wiednia, gdzie z przyjaciółmi założył firmę odzieżową.
- Szybko jednak wróciłem do Siemianowic. Tęskniłem. Kupiłem stara i rozwoziłem nim mleko. Szyłem też kołdry, prowadziłem magiel. W 1988 razem z kolegą założyliśmy spółkę transportową - mówił dla „Gazety Wyborczej” w 2008 roku. To był początek EM-Trans.
Firma Musialskiego zajmowała się jedynie transportem, prowadząc zupełnie legalną działalność. Interes kręcił się tak dobrze, że biznesmen wybudował luksusową willę z basenem w kształcie gitary. W 1997 roku EM-Trans weszło na rynek produkcji paliwa. W bazie przy Katowickiej w Siemianowicach powstały podziemne i naziemne magazyny, mieszalniki... Szybko okazało się jednak, że ta inwestycja była wtopą, a na litrze paliwa firma zarabiała jedynie 5 groszy. - Wściekłem się. Harowałem jak wół, w domu mnie prawie nie było i nic z tego nie miałem. Postanowiłem: jadę na całego! Zacząłem kombinować na podatkach. Najpierw brałem małą łyżeczką, później coraz większą - tłumaczył na łamach „GW”.
Postanowiłem: jadę na całego! Zacząłem kombinować na podatkach. Najpierw brałem małą łyżeczką, później coraz większą - Henryk Musialski
Firma zainicjowała produkcję paliwa z nielegalnych komponentów, które nie były objęte akcyzą. Tym samym biznesmen nie musiał odprowadzać podatku do Skarbu Państwa. EM-Trans zaczął ponadto tworzyć sieć powiązanych firm słupów, które otwierali wspólnicy Musialskiego w celu prania brudnych pieniędzy. W proceder zamieszany był m.in. Krzysztof Rutkowski - słynny detektyw. Prowadzona przez niego firma wystawiła faktury za fikcyjne usługi świadczone EM-Trans. Ich suma opiewała na 2,5 mln zł. Musialski liczył, że zaangażowanie medialnej postaci odciągnie od niego uwagę organów ścigania.
Biznesmen krocie przeznaczał na korumpowanie urzędników Urzędu Kontroli Skarbowej. To się opłaciło, ponieważ już w sierpniu 1998 roku dzięki informacji o zbliżającej się kontroli Andrzej Mańczak - wspólnik Musialskiego - zdążył podpalić siedzibę firmy i zniszczyć dowody przestępstw. W nielegalne interesy z EM-Trans zamieszany był również A. D. - znany adwokat związany z Samoobroną - oraz Mariusz Ł. - dyrektor firmy górniczej, a prywatnie szwagier byłego wojewody śląskiego - który pomógł skorumpować kierowniczkę urzędu.
Na rozprawę przyszedł pijany
Wszystko posypało się w marcu 2003 roku, kiedy śledczy zatrzymali Musialskiego. Przez osiem miesięcy odmawiał składania zeznań. Zdecydował się na współpracę dopiero, kiedy zauważył, że wszyscy dotychczasowi bliscy - wspólnicy, rodzina, przyjaciele - się od niego odwrócili. - Ukarałem ludzi, którzy się źle wobec mnie zachowali. Odwrócili się, olali - mówił w wywiadzie dla „Wyborczej”.
Pierwsze posiedzenie sądu w sprawie śląskiej mafii paliwowej odbyło się w listopadzie 2008 roku. Na ławie oskarżonych zasiadło 21 osób. Musialski przyszedł pijany. Miał 1,6 promila alkoholu w organizmie. - Był koncert Dżemu. Potem impreza. Trochę się przeciągnęła - tłumaczył w „Dzienniku Zachodnim”. Za ten wybryk trafił na tydzień do aresztu.
Wyrok zapadł w roku 2012. Musialski dostał sześć i pół roku za stworzenie i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. D. i Rutkowski usłyszeli wyroki trzech oraz dwóch i pół roku. Po apelacji kara barona paliwowego ze Śląska została zmniejszona o pół roku. Rutkowskiego o rok. Orzeczenie sądu stało się prawomocne w 2013 roku. Musialski do więzienia jednak nie poszedł, ponieważ swoją karę odsiedział wcześniej w areszcie. Cały jego majątek został jednak przejęty na rzecz Skarbu Państwa.
Henryk Musialski kochał i czuł bluesa. Dla swojego ulubionego zespołu - Dżemu - stworzył w Siemianowicach ówcześnie najnowocześniejsze studio nagraniowe w Polsce. Gdyby nie trafił do aresztu, zapewne za jego pieniądze zrealizowany zostałby film o Ryśku Riedlu - „Skazany na bluesa”. Chodził w długich włosach, jeansach i hippisowskich bluzach. Uwielbiał luksusowe samochody. Kilka podarował przyjaciołom. - Miałem gest. Nie ma większej przyjemności, jak dzielenie się bogactwem. Pieniądze są po to, żeby je wydawać - mówił w „GW”.
Miałem gest. Nie ma większej przyjemności, jak dzielenie się bogactwem - Henryk Musialski
W 2000 roku pensja sprzątaczki w jego firmie wynosiła 3 tys. zł. Imprezy dla swoich pracowników urządzał w klubie obok bazy EM-Trans. Sprowadzał gwiazdy kabaretów z całej Polski, m.in. Cezarego Pazurę czy Marcina Dańca. Miał gest, ale z fortuny nie zostało mu nic. - Jak wyszedłem na wolność, znajomi pytali, gdzie schowałem resztę. Teraz naprawdę żałuję, że nie wpadłem na pomysł zakopania gdzieś także kilku słoików z gotówką - żartował na łamach „DZ”.
Zabrakło szczęścia w miłości
Henryk Musialski miał dwie żony. Pierwsza po rozwodzie zabrała dom z basenem w kształcie gitary. Druga bardzo długo upierała się, że ślubu nie chce.
Kiedy baron paliwowy trafił do aresztu, przyjechała bardzo szybko, nalegała na zawarcie małżeństwa. On od dawna o tym marzył, więc się zgodził. Ślub wzięli w areszcie. Kilka miesięcy później ona złożyła pozew rozwodowy. Chodziło jej tylko o przejęcie części majątku. Musialski się załamał.
Jak wyszedłem na wolność, znajomi pytali, gdzie schowałem resztę. Teraz naprawdę żałuję, że nie wpadłem na pomysł zakopania gdzieś także kilku słoików z gotówką - Henryk Musialski
Nie było chętnych na biżuterię.
Pierwsza licytacja biżuterii Henryka Musialskiego odbyła się 13 lutego. Choć każdy z przedmiotów można było wylicytować za 3/4 jego wartości, chętni się nie zjawili. - Mieliśmy przeprowadzić również licytację w drugim terminie, ale została odwołana. W najbliższych dniach pojawi się informacja o ponownym przeprowadzeniu pierwszego terminu licytacji - powiedział 18 lutego Michał Kasprzak, rzecznik prasowy IAS w Katowicach.
W maju skarbówka chce wystawić na licytację kolejną część biżuterii należącej do głowy mafii paliwowej. M.in. luksusowe zegarki.
Obwieszczenie o licytacji zawierało domowy adres Henryka Musialskiego. Pojechałem na miejsce. Zaparkowałem przed trzypiętrowym blokiem przy Grunwaldzkiej w Siemianowicach i zacząłem wypatrywać drogiego bmw - w końcu takie samochody kochał baron mafii paliwowej. Żadnego. Ale przecież mogło stać w garażu.
Nie mogłem przyjść z pustymi rękami do mieszkania człowieka, którego życiem jest blues, który pewnie nuci sobie pod nosem „Whisky moja żono”. Stanąłem pod drzwiami z butelką trunku w ręce, choć pewnie Musialski pił w swoim życiu o wiele lepsze.
Miałem fajne życie i wielu ludziom pokazałem, jak dobrze można żyć. Niczego nie żałuję - Henryk Musialski
Zadzwoniłem raz, drugi. Patrzyłem w okna mieszkania na najwyższym piętrze. Byłem przekonany, że jest w środku, chciałem, żeby mnie zauważył. W końcu ktoś otwiera domofonem drzwi. - Tak, to on! - pomyślałem. Kiedy byłem w połowie schodów otworzyły się drzwi. Wybiegł pies, ale nie żaden agresywny amstaff, jak na mafiosę przystało, a wesoły labrador. Za nim na korytarz wyszła kobieta - mogłaby być raczej córką Henryka Musialskiego, niż jego trzecią żoną - i dwójka jej dzieci.
- Mieszkanie wylicytowaliśmy sześć lat temu na podobnej komorniczej. Kiedy się tu wprowadziliśmy, dostawaliśmy dziesiątki, może i setki listów adresowanych do Henryka Musialskiego. Od pewnego czasu listonosz nawet nie wrzuca ich do naszej skrzynki, bo wie, że to bez sensu. Nie wiem, gdzie on mieszka, choć bym chciała - powiedziała lokatorka.
Henrykowi Musialskiemu chciałem zadać pytanie - jak w 2020 roku żyje się człowiekowi, który jeszcze dwie dekady temu miał na koncie pół miliarda złotych, a dzisiaj nie ma nic? - Nie mam majątku, nie pracuję. Nawet adresu nie mam. Za to miałem fajne życie i wielu ludziom pokazałem, jak dobrze można żyć. Niczego nie żałuję - mówił Musialski tuż po zakończeniu procesu „DZ”. Coś się zmieniło?
Jeśli wiedzą Państwo, jak skontaktować się z bohaterem tekstu, proszę o wiadomość: p.osadnik@dz.com.pl