Zieliński nie chce budować dla Jurgiela płotu przeciw dzikom
Kontrowersyjny pomysł postawienia ogrodzenia na granicy już dzieli. A rolnicy uważają go za spóźniony.
- Mój resort nie jest od budowania, a straż graniczna nie jest od nadzorowania jakiegoś płotu - Jarosław Zieliński, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji tak komentuje pomysł swego kolegi z rządu - Krzysztofa Jurgiela, ministra rolnictwa.
Chodzi o ogrodzenie na granicy z Białorusią i Ukrainą, które uniemożliwiłoby przechodzenie do Polski dzików zarażonych wirusem afrykańskiego pomoru świń (ASF). Pomysł zbudowania płotu minister Jurgiel oznajmił blisko dwa tygodnie temu na konferencji w Białymstoku. Konferencji zwołanej nagle, bo w niedzielę, tuż po piątkowym spotkaniu na temat ASF zorganizowanym przez urząd marszałkowski. Urząd zaprosił na nie m.in. rolników i Jurgiela. Minister nie przyjechał. Za to dwa dni później zakomunikował, że na granicy z Białorusią i Ukrainą stanie „antydzikowy” płot.
- Inwestycję poprowadzi MSWiA. Na razie nie wiadomo, jaki będzie rodzaj ogrodzenia. Najwięcej w tej materii będzie miała do powiedzenia straż graniczna - mówił Jurgiel.
Po blisko dwóch tygodniach od tej wypowiedzi zapytaliśmy ministerstwo rolnictwa o szczegóły w sprawie płotu. Dowiedzieliśmy się, że „(...) na wniosek ministra rolnictwa skierowano pod obrady Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów kwestię budowy fizycznej bariery wzdłuż wschodniej granicy RP, mającej utrudnić dzikom migrację z państw sąsiednich”.
- Ponieważ decyzja o realizacji tej inwestycji wykracza poza kompetencje ministra, KERM wstępnie rekomendował rządowi budowę ogrodzenia - poinformowała nas rzecznik ministerstwa Małgorzata Książyk.
O szczegóły poprosiliśmy więc kancelarię premiera. Do wczoraj odpowiedzi nie otrzymaliśmy. Wiemy jednak, że ogrodzenie ma mieć 729 km i kosztować około 100 mln zł. Ale kto i kiedy miałby ten płot budować?
- Niech w sprawie ogrodzenia wypowie się ten, kto je wymyślił. Mój resort nie jest od budowania. Najpierw trzeba zapytać ekspertów, czy to będzie skuteczny sposób zwalczania ASF. Według mnie - niekoniecznie - nie kryje wątpliwości wiceminister Zieliński. Dodaje, że MSWiA - jak każdy resort - ma swoje ustawowe zadania i skupia się na ich realizacji, a propozycja ministra rolnictwa nijak do nich nie pasuje. - Poza tym płot zawsze ma negatywne konotacje. Coś i kogoś dzieli, a nam na tym nie zależy - podkreśla.
Także rolnicy przyjmują pomysł budowy ogrodzenia z umiarkowanym zachwytem.
- To jest nasz pomysł sprzed trzech lat, ale tamten rząd go nie chciał. Czy pomoże - nie wiem. Na pewno łatwiej będzie wystrzelać chore dziki, bo nowe nie wejdą - uważa Bożena Jelska-Jaroś, szefowa Podlaskiego Związku Hodowców Trzody Chlewnej.
- Dla mnie to nie jest mądre. Teraz się budzą? Jak rolnicy musieli świnie powyrzynać? Tu trzeba brać strzelbę i iść do lasu, żeby zlikwidować te zarażone dziki - twierdzi Paweł Rogucki, plantator kukurydzy i rzepaku ze wsi Rostołty (pow. białostocki).
Sprawą wirusa ASF zajął się na wtorkowej sesji nadzwyczajnej sejmik woj. podlaskiego. Choć nie przyszli na nią radni PiS, samorząd przyjął stanowisko, dotyczące sytuacji związanej z rozprzestrzenianiem się wirusa. Radni żądają, by ministrowie rolnictwa i środowiska wreszcie rozwiązali ten problem. Chcą m.in. wprowadzenia wyższych rekompensat dla producentów rezygnujących z hodowli trzody, zintensyfikowania odstrzałów dzików i zniesienia okresów ochronnych na odstrzał dzików bez względu na płeć.
- PiS w kampanii wyborczej obiecywał, że z ASF upora się w trzy miesiące, a tu nie dość, że minęły dwa lata, to choroba się rozszerza. Z dwóch ognisk i trzech przypadków do końca kadencji tamtego rządu, mamy 30 ognisk ASF i choroba wyszła poza Podlasie - mówił wicemarszałek Maciej Żywno.