Ze Stasiukiem uciekniemy na wschód, a z Twardochem do Warszawy. O świątecznej emigracji wewnętrznej

Czytaj dalej
Marek Twaróg

Ze Stasiukiem uciekniemy na wschód, a z Twardochem do Warszawy. O świątecznej emigracji wewnętrznej

Marek Twaróg

Jest pokusa, by przy świętach uderzyć w nutę kaznodziejską, zatrząść się i zagrzmieć. Trybunały, sądy, szkoły, biznesy, media, kopalnie i samorządy - wszystkie te pola sporów politycznych - zamknąć można w jednym obrazku. Prześladuje on i wyłazi przed oczy niczym symbol: Sejm, policja, barierki, władza tam, ludzie tu. To widać na obrazku. Ale przy świętach akurat nie prawmy kazań. Może więc emigrujmy.

Emigrujmy wewnętrznie. Byle dalej od polityki, od tych rozognionych gąb, grymasów i prychnięć. Od pustych gestów i słów rzucanych na wiatr. Kłamstw zwyczajnych i krętactw, które nawet w języku są już zużyte: tych „porażających informacji”, „niebywałych zachowań” czy „hańbiących wydarzeń”. Emigrujmy od wrzasku i jazgotu, apeli niespełnionych liderów i demonstracji bieda patriotów. O tak, zostawić to na boku i spojrzeć w przód - marzenie.

Czy jednak będą nam wybaczone te wycieczki, które ze Stasiukiem na wschód zrobimy wieczorem przy książce? Gdy taki Twardoch nas weźmie do przedwojennej Warszawy lub Kukuczka wprost na K2…? Czy ujdą nam na sucho takie ucieczki, gdy pół Polski w emocjach przed telewizorem? Oni zlęknieni: czy prezes jedzie, czy idzie, a może stoi, jaka mina Tuska, a jaka Glińskiego, Gowin to, a Petru tamto. A my właśnie uciekamy meksykańskiej mafii w skórze Heisenberga albo nucimy Blue Boya i jego nutki rzewne.

Bo może emigracja wewnętrzna to - uwaga - tchórzostwo i zaniechanie. Może stanie z boku to - uderzmy w czułą nutę - brak kręgosłupa i wewnętrznej dyscypliny. Może, jak to pięknie nam sączą do uszka, „dziś nie czas na symetrystów”, bo „trzeba mówić jasno i głośno”. Lub - gdy emfaza już mózg zalewa - jeszcze mocniej: „dziś czas próby i odwagi”.

Czarno-biały świat, dotąd marzenie prostych umysłów, zawładnął nami i każe sądzić jednoznacznie, wątpliwości broń Boże nie mieć, a jeszcze grubym słowem poprawić. I pcha nas tam, gdzie już wszystko będzie jasne, kto zły, kto dobry, komu kopa, a komu dwa.

Może choć święta dają nam glejt na nicnierobienie? Postawę społecznie samolubną, lecz tak naturalną, gdy cała rodzina w domu? Życzę tego Państwu, choć coś mi mówi, że tu i tam nad karpiem i barszczykiem sejmy odbywać się będą lepsze niż na Wiejskiej.

TWITTER @MAREKTWAROG

Marek Twaróg

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.