Najwyższy wymiar kary za bestialskie traktowanie zwierząt to trzy lata bezwzględnego pozbawienia wolności
W maju ubiegłego roku w Witowicach Dolnych mężczyzna na oczach dzieci w bestialski sposób zakatował ich psa, kota i sześcioro szczeniaków. Zanim je zatłukł, przez dwa dni znęcał się nad ofiarami ze szczególnym okrucieństwem. Sprawa wyszła na jaw dzięki policjantom z komisariatu w Łososinie Dolnej.
- Nawet policjanci, którzy niejedno widzieli, byli zszokowani tą sytuacją. Dowiedzieli się o tej sprawie w efekcie działań operacyjnych, bo znieczulica była tak duża, że nie otrzymaliśmy żadnego zgłoszenia - mówił ówczesny rzecznik prasowy małopolskiej policji podinspektor Mariusz Ciarka.
Koszmar zwierząt i ludzi
Oprawca rzucał zwierzętami o ścianę, kopał, skakał po nich, tłukł łopatką, dźgał widłami, w końcu martwe wyrzucił w krzaki. Zwłoki znalazły psy tropiące. Mężczyźnie postawiono również zarzut znęcania się nad rodziną.
Na wniosek policji, poparty przez prokuratura, sprawca trafił początkowo na trzy miesiące do aresztu, w którym pozostał do rozprawy. W toku postępowania ujawniono, że zakatowane zwierzęta nie były jedynymi ofiarami zwyrodnialca. W 2013 roku zatłukł psa drewnianym kołkiem, rok wcześniej też zabił psa metalowym prętem, a w 2015 roku w nieustalony sposób pozbawił życia ośmioro szczeniaków.
Pod koniec stycznia tego roku Sąd Rejonowy w Nowym Sączu wydał wyrok skazujący. Oskarżycielem posiłkowym było Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Włodzimierz S. został uznany winnym znęcania się nad rodziną i nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem.
Sędzia Aneta Korwin-Białka wymierzyła mu karę półtora roku bezwzględnego pozbawienia wolności w systemie terapeutycznym (czas spędzony w areszcie zaliczono na poczet kary), sprawca ma zapłacić 1250 złotych nawiązki na rzecz Nowosądeckiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, sąd zakazał mu na dziesięć lat posiadania zwierząt.
To najwyższy wymiar kary dodatkowej, który wprowadziła nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt z 2012 roku. Polskie prawo nie przewiduje dożywotniego zakazu posiadania zwierząt nawet dla sprawców, którzy mordują je w najbardziej okrutny sposób. Włodzimierz S. dobrowolnie poddał się karze. Wyrok nie jest prawomocny.
Kolejny wyrok
W lutym przed Sądem Okręgowym w Krakowie zapadł prawomocny wyrok dotyczący skatowania suki pekińczyka. Sprawcy stanęli przed sądem tylko dzięki uporowi i dociekliwości inspektorki KTOZ Beaty Porębskiej.
W maju 2015 r. suka została skatowana w bloku przy ulicy Wysłouchów w Krakowie. Jej skowyt usłyszała wracająca do domu późną nocą Monika Wójtowicz. Wycie dobiegało ze schowka, należącego do jednego z lokatorów. Drzwi były zamknięte. Żeby je otworzyć, kobieta pobiegła do swojego mieszkania po narzędzia. Wracając spotkała sąsiada. Właśnie zamknął drzwi do schowka. Za nimi wył z bólu pies.
Zażądała otwarcia drzwi, ale pijany mężczyzna odmówił. Tam nic nie ma - zarzekał się. Kiedy zagroziła wezwaniem policji, otworzył drzwi i w siatce wyniósł suczkę pekińczyka. Z oczu, pyska i odbytu psa leciała krew. Pysk miała skrzywiony, oczy na wierzchu. Jeszcze żyła. Kobieta wezwała straż miejską.
Funkcjonariusze zawiadomili schronisko. Zmasakrowaną suczkę przewieziono na nocny dyżur do lecznicy, rano trafiła do gabinetu weterynaryjnego w schronisku. Nie udało się jej uratować. Beata Porębska z KTOZ skontaktowała się z komisariatem przy ulicy Ćwiklińskiej, bo policja nie zwróciła się do schroniska o zabezpieczenie zwłok. Usłyszała, że sekcji nie będzie, bo prawdopodobnie pies został potrącony przez samochód i sam dowlókł się do piwnicy.
Dociekliwa inspektorka nie znała szczegółów zdarzenia, więc za pośrednictwem straży dotarła do Moniki Wójtowicz. Poinformowała policję o świadku i o tym, że okaleczona suczka była zamknięta w pomieszczeniu należącym do mieszkańca bloku. Nie mogła sama dowlec się do schowka, bo musiałaby otworzyć i zamknąć drzwi na klucz.
- Nalegałam na przeprowadzenie sekcji - mówi Beata Porębska. - Jak przesłucham świadka, to się zastanowimy - powiedział funkcjonariusz. Po tygodniu Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami przekazało zwłoki na sekcję.
Gdyby nie determinacja inspektorki KTOZ, szczątki zostałyby oddane do utylizacji. Sekcja nie potwierdziła wersji o wypadku komunikacyjnym, wykazała wyłącznie obrażenia głowy wywołane silnym urazem mechanicznym. Mieszkańcy bloku skojarzyli, że zakatowana suczka mieszkała na tym osiedlu, miała dziesięć lat.
Dowiedzieli się, że właściciel chciał się jej pozbyć. Leszek M. za butelkę wódki obiecał zbić psa. Sąd Rejonowy dla Krakowa-Podgórza skazał Leszka M. na dwa miesiące bezwzględnego pozbawienia wolności oraz jej ograniczenie w postaci świadczenia przez 10 miesięcy pracy społecznej, pięć lat zakazu posiadania zwierząt i tysiąc złotych nawiązki na rzecz Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Właściciel suczki Ryszard W., który podżegał do jej zabicia, został skazany na karę ośmiu miesięcy ograniczenia wolności, polegającą na świadczeniu pracy społecznej, dwa lata zakazu posiadania zwierząt i tysiąc złotych nawiązki na rzecz organizacji zajmującej się ochroną zwierząt. KTOZ odwołało się od wyroku sądu rejonowego.
- Wnioskowaliśmy o rok i dwa miesiące bezwzględnego pozbawienia wolności dla Leszka M., sześciu miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności dla właściciela suki Ryszarda W. i dziesięciu lat zakazu posiadania zwierząt dla obydwu skazanych - mówi mecenas Michał Przybycień, pełnomocnik KTOZ. Apelacja KTOZ została oddalona, w lutym Sąd Okręgowy w Krakowie utrzymał w mocy orzeczenie Sądu Rejonowego dla Krakowa-Podgórza. Wyrok jest prawomocny. Najwyższy wymiar kary za znęcanie się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem to trzy lata bezwzględnego pozbawienia wolności.
Jeśli nie ma zmowy milczenia i przyzwolenia społecznego na bestialskie traktowanie zwierząt, jeśli policja podchodzi do przestępstw popełnianych na zwierzętach tak solidnie jak funkcjonariusze z komisariatu w Łososinie Dolnej, jeśli przedstawiciele organizacji prozwierzęcych pilnują, by przypadki znęcania się nad czworonogami były traktowane poważnie przez funkcjonariuszy, a sądy nie orzekają jedynie kar w zawieszeniu - to oprawcy zwierząt nie będą czuć się bezkarnie.
Dwa wyroki, które zapadły na początku roku w Nowym Sączu i Krakowie, to dla potencjalnych sprawców czytelny sygnał, że znęcanie się nad zwierzętami jest przestępstwem, za które można trafić do więzienia.