Z zamkniętymi oczami. Szczepionka
Z zamkniętymi oczami. Felieton Grzegorza Żochowskiego
Dzień 11 listopada nasiąka ostatnimi laty podtekstami, przywołującymi raczej na myśl celebrowanie walki niż niepodległości. Widać to zwłaszcza w krajowych mediach. Kto w jakim marszu szedł, jakie hasła krzyczał, czy rozrabiał, czy kogoś znieważył, czy rzucał petardy i czy ktoś ucierpiał. Symbolem kondycji naszej ojczyzny jest Warszawa. Mają się w niej odbyć trzy duże pochody i kilkanaście mniejszych manifestacji. Nie, nie połączą się one w jedną, wspólną, ogólnopolską, radosną uroczystość. Mało tego. Najważniejszym zadaniem policji będzie niedopuszczenie, żeby nastąpiła jakakolwiek interakcja między - mówiąc obrazowo - Polakami idącymi lewą stroną ulicy a Polakami idącymi prawą stroną ulicy. Istnieje najwyraźniej przypuszczenie, że wspomnienie odzyskania niepodległości jest tak narkotyczne i wzbudzające agresję, że zetknięcie się dwóch rodaków grozi rozlewem krwi i wzajemnym przegryzaniem gardeł. Bardzo demoralizujące jest owo rozdrobnienie wyrażania postaw patriotycznych na grupy, które usilnie starają się pozostać w nieprzyjaznej separacji.
Wszystko wygląda tak, jak by nie istniał jeden Naród. Przykrość jest tym większa, że nie bez powodu. Święto traktowane jest przez politycznych i społecznych liderów jako okazja, żeby wziąć w garść strofy poetów, nieśmiertelnych patriotów, okrasić narodowymi ideałami i z sążnistym zamachem, wzmocnionym ukochaną i bolesną historią trzasnąć kogoś na odlew w pysk. Mikrofon, kamera, trzymana w ręku biało-czerwona chorągiewka bywają sposobnością, żeby zarzucić krajanom, którzy nie zgadzają się z mówiącym zdradę, upadek, upodlenie, moralne sponiewieranie. I na takie właśnie kompozycje w uroczysty piątek w telewizyjnych skrótach się przygotowuję - na słowa wzniosłe, potrzebne dla ukazania solidarności z Polakami, ale i użyteczne dla zabicia zgnilizny zarzutów, które następują zaraz potem.
Nie bez winy pozostają media. Niektóre będą z lubością przytaczały zwłaszcza te fragmenty przemówień, którymi chcą zdyskredytować mówcę. Problem jest tym poważniejszy, że na co dzień również to robią - karmią swoich zwolenników niechęcią do określonych frakcji i dbają o stronnicze ich ukazywanie. Zaś redakcyjne sympatie wybielają i zawsze pokazują z aureolą - również nierzetelnie.
Osoby znaczące w kraju zasiewają niesnaski, media je podlewają. Czy w takim państwie jest możliwa zgoda? Oczywiście tak. Ludzie dochodzą do porozumienia natychmiast, jak tylko wrócą z marszów, wyłączą telewizory, oderwą się od grup i na powrót pomieszają w codziennym zabieganiu. Będziemy u naszych „wrogów” kupowali gazetę, leczyli zęby, pomożemy im, przytrzymując zamykane przez wiatr drzwi, gdy coś niosą.
Bezsilnie szukam na naszą dolegliwość szczepionki. Tym razem poproszę Was o krok radykalny. Zwróćcie uwagę, kto 11 listopada wykorzysta sytuację, żeby innemu Polakowi coś zarzucić lub wypomnieć. To nie jest święto zarzutów i wypominania, tylko jedności. Tego właśnie nazwijcie zdrajcą, bo zamiast łączyć, skłóca. Trudność będziecie mieli jednak z tym, że mogą się nimi okazać Wasi ulubieńcy. Proszę, potępcie ich za to.