Wypowiedzenia, nieprzedłużone umowy. Do katastrofy już blisko
Protest rezydentów, kończące się kontrakty, niskie nakłady na ochronę zdrowia, brak kadr - czy to doprowadzi do ogólnopolskiej zapaści? Szpitale muszą zmieniać harmonogramy pracy, brakuje personelu.
W Szpitalu Uniwersyteckim im. dr. J. Biziela aż 79 (z grona 88) rezydentów wypowiedziało klauzulę opt-out, co oznacza, że od 1 stycznia będą pracować tylko 48 godzin tygodniowo.
- Nie zgadzamy się na propozycje Ministerstwa Zdrowia, które proponuje, żeby dopiero w 2025 roku nakłady na ochronę zdrowia miały wynieść 6 procent Produktu Krajowego Brutto - mówi Bartosz Fiałek, lekarz, lider protestu bydgoskich rezydentów. - To ani pacjentów, ani nas nie satysfakcjonuje. Zaproponowaliśmy rządowi pewne rozwiązania, ale nie zostały przyjęte. Nie będziemy się już więcej w to angażować, to nie jest nasza rola.
Jak nas zapewniła Kamila Wiecińska, rzecznik „Biziela”, szpital przygotowuje się do pracy w nowych warunkach.
- Sytuacja od stycznia będzie na pewno bardzo trudna - przyznaje Kamila Wiecińska. - Ordynatorzy i szefowie klinik mają przygotować nowe harmonogramy, za kilka dni powinni je przedstawić dyrekcji szpitala.
W Szpitalu Uniwersyteckim im. dr. A. Jurasza rezydenci nie wypowiadają klauzul opt-out.
- W szpitalu pracuje 180 rezydentów - wyjaśnia Marta Laska, rzecznik „Jurasza”. - Klauzulę wypowiedziało trzech.
Na protest lekarzy nałożyły się inne, niekorzystne sprawy, w tym dobiegające końca kontrakty. W „Juraszu” nowych umów nie podpisało 11 (spośród ok. 50) pielęgniarek, które zażądały zbyt wysokich stawek. Zaplanowane zabiegi trzeba było przesunąć, mimo to szpital funkcjonuje normalnie.
Przeczytaj dalszą część artykułu
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień