Jeśli ktoś sądzi, że kiedyś winobraniowe korowody chodziły tylko jedną trasą, to się głęboko myli. Wariantów przemarszu było kilka. I style polityczne też bywały różne.
[galeria_glowna]
Winobranie w 1934 r. było nietypowe. Z kilku powodów.
To nie była tak szacowna impreza, jak słynny korowód z 1900 r., w którym odtworzono historię miasta i winiarstwa. Teraz nikomu nie byli potrzebni osadnicy z osiłkiem ciągnącym skromny dobytek, książę piastowski Henryk IX - odnowiciel zielonogórskich winnic, czy nawet król Fryderyk II.
- W Niemczech do władzy doszedł Adolf Hitler i teraz ton uroczystościom nadawali działacze NSDAP - tłumaczy Zbigniew Bujkiewicz z Archiwum Państwowego w Starym Kisielinie. I to oni maszerowali na czele korowodu.
Idą goście idą
Naziści postanowili połączyć winobranie z tzw. świętem ojczyźnianym, które nabrało nowego wydźwięku. Jak podawał "Grünberger Tageblatt" na uroczystości przyjechało do miasta 9 tys. gości. Z Wrocławia i Legnicy przyjechały trzy pociągi specjalne. Gości witano serdecznie. Musieli być dobrze zorganizowani, bo do centrum miasta dotarli prowadzeni przez orkiestrę.
To była sobota. Przez całe przedpołudnie zwiedzali miasto i miejscowe lokale gastronomiczne. Między 8.15 i 9.00 mogli również posłuchać koncertu pod ratuszem.
Nie mogło się obejść bez korowodu, który o 13.00 wyruszył sprzed domu strzeleckiego (dziś Gwardia przy ul. Strzeleckiej). Na czele jechała kawaleria. Za nią maszerowali dygnitarze NSDAP z powiatu i dowództwa we Wrocławiu. Za sztandarem lokalnej organizacji NSDAP z dumą kroczyli członkowie SS i SA, którym przygrywała miejska orkiestra przebrana za winiarzy. Dopiero za nimi, zgodnie z hierarchią, znaleźli się miejscy szefowie partii.
Po tak silnej grupie politycznej przyszła wreszcie kolej na zwykłych winiarzy i mieszczan. Przebrani w robocze stroje maszerowali lub jechali wozami drabiniastymi. Jak zwykle widzowie mogli podziwiać wspaniale przybrane winoroślami platformy, prasy, beczki i butelki z winem. Korowód zamykała młodzież z Hitlerjugend.
A my to kręcimy
Korowód ul. Sikorskiego dotarł na pl. Pocztowy, gdzie w budynku dzisiejszego Ermitażu urządzono wystawę ogrodniczą z wyszynkiem. Oczywiście nie można było ominąć ratusza skąd kawalkada skręciła na pl. Powstańców Wielkopolskich i ul. Reja wróciła do domu strzeleckiego, gdzie trwała zabawa.
Ulice miasta po brzegi wypełnione były widzami. Zielonogórzanie z ciekawością obserwowali ekipę filmową, która wszystko to filmowała. - Niedługo będziemy mogli zobaczyć nasze miasto w kinie - emocjonował się reporter "Grünberger Tageblatt".
Nie wiemy, czy filmowa relacja z tego wydarzenie rzeczywiście trafiła do kin. Prawdopodobnie tak. Na pewno jej fragment prezentujemy w naszym portalu.
Zagadką, na którą nie znam odpowiedzi, jest to, czy brak na filmie faszystowskich bonzów, to zamierzony efekt pracy filmowców, czy też efekt powojennej pracy nad resztkami filmu. W końcu przetrwało tylko kilkadziesiąt sekund filmu. Może w nieznanych archiwach niemieckich jest jego pełna wersja? Tylko czy byłoby się czym chwalić?
Tekst pochodzi z sierpnia 2007 r.
POLSKA TOSKANIA - zobacz film i przewodnik interaktywny po lubuskiej krainie wina i wrażeń.
Poznaj z nami polską Toskanię! Zabierzemy Cię w podróż pięcioma szlakami: pasji, cierpliwości, spełnienia, dumy i tradycji.