Widzę Łódź: Z maseczkami zrzućmy maski [FELIETON]
Doczekaliśmy się. Odmrożono nam Piotrkowską i na najważniejszą ulicę miasta wrócił gwar.
Ten weekend, kiedy zrzucimy maseczki (a może nawet maski?) i zostaną zniesione limity gości w lokalach gastronomicznych, sprawi zapewne, iż weźmiemy niejeden głębszy oddech i poczujemy się prawie normalnie, z większym być może optymizmem spoglądając w kolejne miesiące. Usłyszymy też zapewne westchnienie ulgi niektórych z tych, którzy nas zaproszą - restauratorów, właścicieli kawiarni, pubów. Już zresztą widać, że te lokale, które przed zatrzymaniem kraju cieszyły się największą popularnością i miały stałych klientów, mogą spodziewać się w miarę szybkiego odbudowywania swej pozycji. Swoją drogą ciekawe, jaką mamy moc i gotowość przywrócenia - po przymusowej narodowej kwarantannie - dawnych relacji z rzeczywistością. Czy po zachłyśnięciu się powiewem wolności, nie przeważy obawa, że efekty walki z epidemią będą dotkliwsze niż wersja oficjalna? Czy nie okaże się, że odzwyczajeni od bliskości w tłumie, wcale do niej nie tęsknimy, a nawet drażni nas związany z nią hałas i jałowość knajpianych rozmów? Czy przez te tygodnie nie dokonała się może weryfikacja numerów z listy w naszych telefonach? Bo może dany nam czas wyda się jeszcze bardziej cenny? A może wręcz przeciwnie - chwile ulatujące na mało znaczących drobnostkach staną się kwintesencją przyjemności, celebracją życia bez napinania się na to, co i tak może być nam w chwilę odebrane? I niesieni pragnieniem aktywnego istnienia w zbiorowości odtworzymy jakość i pewność codzienności sprawniej niż głoszą to pesymiści, zwani realistami? Może nawet zaczniemy również dostrzegać tych, których nie zauważaliśmy wcześniej i znajdziemy dla nich więcej niźli moment? W Łodzi mamy to wszystko jak na dłoni, wyjątkowość Piotrkowskiej polega bowiem także na tym, że daje możliwość przejrzenia na jednej ulicy wszelkich warstw wychodzącej z pandemii społeczności. Oby było nas tylko stać na przekonanie się o tym, jak będzie...