Widzę Łódź: Sprawdź lato gdzie indziej [FELIETON]
Nareszcie wakacje! Jaka to przykrość, że wraz ze zmianą statusu z młodego człowieka pobierającego nauki w dorosłego pracownika ów okrzyk coraz mniej znaczy, co najwyżej średnio dwutygodniowy urlop.
I sprawcy owego męczącego systemu nie biorą już pod uwagę faktu, iż uczymy się przez całe życie. Kończący się rok szkolny był wyjątkowo trudny dla uczniów i nauczycieli, więc wypoczynek i przewietrzenie głów wyjątkowo się wszystkim należą, tym bardziej, że od września będzie gorąco, oj gorąco. Na razie cieszmy się tym, że gorąco jest dzięki letniej temperaturze, za którą za kilka miesięcy zaczniemy tęsknić (przypominam, że dzisiaj, 21 czerwca, mamy najdłuższy dzień roku, a od soboty zacznie się on już skracać). Ci, co mogą lub mają z kim wyjeżdżają, ci, co muszą zostać, znajdują dla siebie radość z lata w mieście. Nawet tak zabetonowanym, jak Łódź.
Rozwakacyjnienie się mieszkańców i opuszczenie przez nich miejskich murów sprawi, że może trochę łatwiej będzie się po Łodzi poruszać - rzecz jasna poza komunikacją miejską, która niezmiennie nie działa, jest najwolniejsza na globie i mistrzowsko niekomfortowa (ze względów czysto etycznych, szczególnie w dobie stałych remontów i korków, które ją dobijają, powinna być bezpłatna) - i dotrzeć do letniej oferty. Może się uda wedrzeć do jakiegoś parku, który akurat nie jest przekopywany, może da się wsunąć do jakiejś wody w basenie (bo o popływaniu w tłoku nie ma mowy), choć jak się okazało i tutaj łodzianie się nie myją. Najbezpieczniej jest skorzystać z oferty kulturalnej, która jest jaka jest, nie wszystkie instytucje zresztą o nią latem dbają (najsumienniej swoją wakacyjną publiczność budują Teatr Powszechny i wszelkie plenerowe kina), ale i tak przekonamy się, że najwyższą kulturalną wartość mają dla mieszkańców miasta piwne ogródki. Gdy już nie znajdziemy atrakcji dla siebie, zawsze można przecież zaprosić jakiegoś turystę - są przecież ponoć tak chętni. Ale mimo wszystko najbardziej zachęcam do odwiedzania innych miejsc. Tak, by mieć porównanie.