Widzę Łódź: Polityka zjadła codzienność [FELIETON]
Ci, którzy szczerze liczą, że po wyborach emocje nieco opadną, jak zawsze przeżyją rozczarowanie, bo przecież my nieustannie jesteśmy w okresie przedwyborczym i już jesteśmy nakręcani tym, co czeka nas w maju przyszłego roku.
Zwolennicy obu stron ideowo-politycznego sporu - sukcesywnie zresztą „wpuszczani” przez polityków w podział świata jedynie na dwie jego wersje - nadal będą z pasją obrażać i poniżać siebie nawzajem, zamiast merytorycznie przyglądać się działaniom owych polityków i wyciągać z tego wnioski. Poza tym, mam nieodparte wrażenie, że życie w zwarciu niezwykle nam się spodobało, bo bez tego nie byłoby przecież co robić w tzw. mediach społecznościowych - ileż można oglądać zdjęcia i wpisy z cudzych sytuacji przyjemnych...
„Nie do wiary, że polityka może aż tak polaryzować” - zauważyła noblistka Olga Tokarczuk i to rzeczywiście dla ludzi z zachowaną jeszcze choćby okruszyną nerwu wrażliwości i empatii trudne do pojęcia. Tym bardziej, że wszystko nam się z polityką pomieszało i opowiadanie się po jednej ze stron konfliktu jesteśmy w stanie dostrzec w barwach spożywanego posiłku czy wstawaniu rano z łóżka prawą lub lewą nogą (już sama kolejność, w jakiej wypisałem kończyny - które, co oczywiste, powinny okazywać sobie wrogość i kopać się bez ustanku - będzie zapewne dla niektórych stanowić jasną deklarację ktom zacz).
Ideologicznymi są już jazda na rowerze, zjadanie pietruszki, zakładanie butów bez skarpetek, przystrajanie się broszką, wyrzucanie śmieci, słuchanie Judas Priest. Cokolwiek uczynimy może być dziś „właściwie” odczytane. A gdy analiza poczynań zakwalifikuje nas do przeciwstawnego zbioru wyborców (bo przecież nie do ludzi, których różnorodność stanowi o ich urodzie), zostaniemy uznani za co najmniej „patologię”.
Można by było to nawet ignorować, gdyby potrzeba walki nie przenosiła się tak rozpaczliwie na wszelkie codzienne drobiazgi i nie prowadziła do pragnienia funkcjonowania wyłącznie we własnych gronach. Chyba tak zaczyna się samotność...