Widzę Łódź: Podkładanie się pod śmieszność [FELIETON]
Lubimy się w Łodzi rozśmieszać. Czasem aż do bólu.
Radni przeznaczyli przeszło pół miliona złotych na nowy, planowany na listopad Łódź Stand-up Festival w Atlas Arenie, o którym na razie wiadomo tyle, że będzie śmieszny. Równie zresztą, jak przeznaczanie na niego publicznych pieniędzy. Według wyjaśnień Łódzkiego Centrum Wydarzeń, czeka nas dwudniowa impreza, na której zaprezentują się „czołowi przedstawiciele sceny stand-upowej w kraju”. Twierdzi się przy tym, że wydarzenie ma „poszerzyć kulturalno-rozrywkową ofertę miasta” i „budować jego wizerunek”. Wizerunek pojmowany szczególnie. Mamy w Łodzi festiwal z czołowymi przedstawicielami sceny disco polo, odbywają się zbiorowe popisy polskich tzw. kabaretów, leją się po czołach przedstawiciele „sportów” klatkowych. Stand-up jest ludyczną zabawą z tej samej mniej więcej sfery. I choć to, rzecz jasna, z jakichś powodów potrzebne współczesnym odbiorcom formy igrzysk (i dobrze dla ekonomii Łodzi, iż tutaj są) ale po pierwsze - na tego rodzaju przedsięwzięciach dumnego oblicza miasta się nie zbuduje, po drugie - miasto winno jedynie stwarzać warunki dla możliwości organizowania tej jakości komercyjnych wydarzeń prywatnym podmiotom, a nie je ze społecznych funduszy wspierać, a tym bardziej produkować, po trzecie - efektywnie wzbogacają one siłę rażenia miasta, gdy mają wysokiej klasy przeciwwagę, w którą miasto angażuje się właśnie z własnym budżetem: bo to i element rewitalizacji społecznej, i możliwość wchodzenia w relacje z innymi ośrodkami kraju i świata z wysokiego poziomu, nawet gdy frekwencja niższa niż wokół klatki.
Miasto bowiem to nie firma, tylko idea. Od dawna twierdzę, że uruchomienie w Łodzi energii (i konsekwentne jej wspieranie) polskiego centrum kulturalno-rozrywkowego z jednej strony ze sztuką z półki najwyższej, a z drugiej z lokalami w stylu Moulin Rouge i „czerwoną dzielnicą” np. na Wschodniej to jedyna szansa dla Łodzi na napływ dużych pieniędzy i rozwój w szybkim tempie. Lecz szkoda, że inwestujemy w dodatki, nie treść.