Widzę Łódź: Odchodzą niezastąpieni [FELIETON]
Trudna miłość, jaką jest uczucie do Łodzi, sprawia, że czasem więcej serca mają dla niej ci, którzy do niej zjechali, niż łodzianie z urodzenia. Szczególnie, gdy się miało tak wielkie serce, jakie miał Antoni Szram.
Serce pełne dziwnego miasta, które odkrył w latach 60., i któremu dał przekonanie, iż jest nie tylko brzydkie, szare, „zalesione” kominami, ale z wyjątkową historią - krótką, acz niezwykle dynamiczną. A to, co pozostawili po sobie unicestwieni między innymi przez dwie wojny fabrykanci, to zabytki, dorobek Łodzi, element jej tożsamości. Urodził się w okolicach Lwowa, przyjechał do nas po studiach w Poznaniu, by dostrzec to, czego nie potrafiliśmy zobaczyć, umęczeni kurzem, potem i trudami życia w niełatwym mieście. Antoni Szram poczuł ducha Łodzi i stał się jej duchem najlepszym. W sercu znalazł miejsce nie tylko dla miasta, ale i dla jego mieszkańców. Potrafił być niezwykle przyjacielski, ale też i jako dobry przyjaciel nazwać pewne rzeczy po imieniu, wyrazić to, co myśli, nawet, gdy jego opinia nie była przychylna. Był jednym z ostatnich powszechnie znanych łodzian, do których można się było odwołać, gdy potrzebny był punkt odniesienia, spojrzenie na łódzką rzeczywistość z perspektywy istotniejszej niż nasze codziennie rozgrywki. A przy tym doskonale potrafił korzystać z niepoważnych aspektów istnienia, pozostając jednym z najbarwniejszych reprezentantów nielicznej łódzkiej cyganerii. Wśród powszechnego dzisiaj aspirowania do bycia osobowością, on osobowością, postacią wybitną po prostu był. Naprawdę, prawie już takich w Łodzi nie mamy...
Pożegnaliśmy również Andrzeja Jocza (urodzonego w Wilnie), twórcę charakterystycznych plenerowych rzeźb znajdujących się w różnych punktach Łodzi, dla niektórych kontrowersyjnych, ale bezdyskusyjnie tworzonych przez artystę, obdarzonego talentem, posiadającego niebagatelny warsztat (co nie zawsze da się powiedzieć o twórcach obecnie lansowanych w Łodzi instalacji i murali). Obaj odeszli w ciągu kilku dni. Widocznie mieli coś ważnego do omówienia tam, gdzie nikt z nas nie usłyszy...