Widzę Łódź: Łódzkie strajki wszechmocne (FELIETON)
Miasto z charakterem. Tak się czasem mówi o Łodzi, choć nie zawsze wiadomo, co to znaczy.
W tym roku mamy - z racji okrągłych rocznic - okazję świętować dwa wyraziste przykłady łódzkiego ducha i determinacji w walce podjętej z niesprawiedliwością. W lutym 1971 roku komunistycznej władzy przeciwstawiły się łódzkie włókniarki, kobiety niezwykle ciężkiej pracy, a właściwie harówki, które - cóż za bezduszna ironia - zdaniem kreatorów socjalistycznej nomenklatury były zatrudnione w „przemyśle lekkim”. Dziesięć lat później, w styczniu i lutym roku 1981, po wiecu na Wydziale Prawa Uniwersytetu Łódzkiego zastrajkowali studenci uczelni w naszym mieście, przeobrażając swą manifestację niezadowolenia w najdłuższy w Europie studencki strajk okupacyjny. Włókniarki, obok których stanęli również włókniarze i robotnicy różnych zakładów, nie zlękły się partyjnych decydentów, a jak głosi miejska legenda, jedną z ich odpowiedzi na „mowę-trawę” dygnitarzy były wystawione w stronę oficjeli nagie pośladki rozeźlonej przedstawicielki proletariatu. Włókniarki wywalczyły cofnięcie zaplanowanych przez władzę podwyżek cen żywności, obnażyły także przed świadomością rodaków swój umęczony los. O takich kwestiach jednak najchętniej się zapomina, więc w 1981 roku pracownice łódzkich zakładów znów musiały o sobie przypomnieć, maszerując Piotrkowską w wielotysięcznym „marszu głodowym”, którego kolejną ważną łódzką okrągłą rocznicę obchodzić będziemy w lipcu. Niestety, los włókniarek nie miał znaczenia także dla polityków przejmujących Polskę po transformacji 1989 roku. Porzucenie pracowników wielkich zakładów przemysłowych i nieprzepracowanie do dziś konsekwencji takich decyzji dla mieszkańców miasta - przez polityków, ale i wyznawców nowych czasów, którzy uważają, iż robotnicy są sami sobie winni - to jedna z przyczyn zapaści (nie tylko ekonomicznej) Łodzi i obciążenie, przyczyniające się do tak mozolnego, ciągłego jeszcze przecież się z niej wydobywania. Studenci zaś m.in. doprowadzili do zarejestrowania Niezależnego Zrzeszenia Studentów, autonomii uczelni i zniesienia obowiązku nauczania języka rosyjskiego, praktycznie odmienili rzeczywistość polskich szkół wyższych.
Włókniarki i studenci - przedstawiciele dwóch dalekich sobie, dziś (co tak porażające) jeszcze bardziej emocjonalnie odległych światów - pokazali, że istotą łódzkiego charakteru jest ich istnienie w jednym mieście w symbiozie (także rodzinnej), co dopiero może gwarantować skuteczność. To powinna uwzględniać każda władza, która sądzi, że nie ma jej kto kopnąć. A także ci, którzy ów kopniak szczerze pragną jej wymierzyć.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień