Widzę Łódź: Łódź wzięta na jeden róg [FELIETON]
Tośmy się nadziali... W ramach trwającego od lat infantylizowania wizerunku Łodzi i wysyłanego w świat dotyczącego jej przekazu, okazaliśmy się jednorożcem. Jakbyśmy nawet porządnym rogaczem zostać nie mogli...
Bardzo łatwo jest wyśmiać jednorożca jako symbol miasta. I to właśnie jego największa wada. Wyjęty z koszyczka z zabawkami, niezależnie od tego jak przepastnymi szatami ideologii („nowoczesne, nietuzinkowe, przyjazne miasto”) zostanie opasany i ile okrzyków nieskrępowanego zachwytu wywoła, jest nagim materiałem do niezliczonych żartów. Nachalna świeżość również mu nie pomaga. Można, oczywiście liczyć na to, że dziś śmieszy, a kiedyś stanie się oczywisty, ale to raczej złudne pragnienie, bo trudno jest jednorożca na czymkolwiek łódzkim „oprzeć”.
Wiadomo, dlaczego Kraków ma smoka wawelskiego, Warszawa Syrenkę, Gdańsk Neptuna, Poznań koziołki, a Toruń pierniki - i zapewniam, że tych symboli nie wymyślono w biurze propagandy. Ich siła jest utrwalona przez tradycję (i uzasadniona legendą), pozycja niekwestionowana, skojarzenia natychmiastowe. Jednorożec jest niezwykle sympatyczny, niejeden i niejedna na pewno będą mieli pragnienie go pogłaskać, ale to ten rodzaj serdeczności, która nic nie znaczy.
Nawoływanie: „więcej luzu”, również świadczy o słabości, bo oznacza po prostu, iż nie udało się wymyślić (lub znaleźć) marki, którą można by traktować poważnie i wielowymiarowo. I autentycznie, nie zaś w poetyce selfie-instagramowej wpisanej w charakter miasta. Wygląda na to, że potrzeba zaznaczania swojego istnienia i pozostawiania w mieście śladów, chociażby różowokopytnych, u posiadających możliwość wprowadzania podobnych pomysłów w życie jest nieposkromiona. I bezkrytyczna. A co właściwie na próbę zapożyczenia jednorożca Szkoci?!
Na stworzenie można by machnąć ręką, to nie największe dziś z nieszczęść Łodzi (a na swój przewrotny sposób jest nawet ich obrazem). Problem jest tylko taki, że nadziawszy się na róg, później może być trudno z niego zejść...