Widzę Łódź: Łódź kontra ładny obrazek [FELIETON]
Miasto widowiskowych, kolorowych wizualizacji (wielu już zapomnianych) i odmiennych realizacji właśnie trafiło kolejnym projektem (ani lepszym, ani gorszym, niż wiele innych przedstawionych wcześniej) w płot zbudowany przez tych, na których dotychczas mogło liczyć, czyli tzw. społeczników.
Obrazki pokazujące, jak ma wyglądać ulica Włókiennicza po rewitalizacji - w znanym betonowym stylu, który jeszcze niedawno wielu zachwycał i miał zaświadczać o rozwoju miasta - słusznie zostały ocenione jako niosące pomysł démodé, bo mało tu zieleni, wąski, niewygodny chodnik, a w dodatku wyrazisty motyw szachownicy na nawierzchni, który w tak wąskiej przestrzeni może się okazać nadzwyczaj depresyjny. Decydenci do negatywnej reakcji oceniających podchodzą w równie tradycyjny, jak projekt, dla nich sposób, czyli „na relaksie”: przecież wizualizacja nie oddaje tego, co powstanie. No właśnie, proszę państwa - naprawdę powinniście się już do tego przyzwyczaić.
Co najmniej od upodobnienia Piotrkowskiej do wielu innych ulic w kraju i na świecie, kosztem jej indywidualności i zamienienia w wiecznie zachlapaną podłogę w dusznym korytarzu. Liczą się promocja, przekaz, zapowiedź sukcesu, zaś efekt będzie taki, jak wyjdzie. I tak się go przedstawi jako świetny, jaki by nie był. Tym bardziej, że w najbliższym czasie wiele zamierzeń zweryfikuje trudna sytuacja finansowa naszego miasta, a co za tym idzie - konieczność oszczędności i cięcia budżetów. Obawiam się, że również w i tak już nielogicznie finansowanej miejskiej kulturze. Tymczasem bezmiar bezguścia, agresji tandety, zrównania schematyzmu z oryginalnością i wyniesienia łatwego nad skomplikowane (także w relacjach), których dziś doświadczamy, to konsekwencja między innymi tak lekceważącego traktowania kultury przez polityków i samorządowców od lat 90. Linę pod nazwą „Włókiennicza” poprzeciąga się zatem w różne strony, a potem i tak zaleje betonem. Coraz mniej w Łodzi pomysłów na to, by była autentycznie ładna, jak z obrazka.