Widzę Łódź: Kaszlące tramwaje
To może być kolejna przyczyna opóźnień na trasach łódzkich tramwajach. Wystarczy przejechać kilka przystanków i można odczuć, jak wagony się trzęsą od kaszlu pasażerów.
A przecież drgawki na szynach muszą powodować awarie i dziury w rozkładach jazdy. Mowa zapalonych gardeł, oskrzeli, płuc i innych fragmentów człowieczeństwa jest przejmująca. Głębsze, basowe, rozrywające płuca, wyrażone dyszkantem, albo wysokie, przenikające w głąb uszu. Udręczeni niskimi temperaturami i wirusami łodzianie wydają z siebie rytmiczne dźwięki w każdej tonacji.
Medycy otwarcie mówią o epidemii grypy, zalecają unikanie ludzkich skupisk, a gdy już znajdziemy się w tramwajowym lub autobusowym zamknięciu sugerują, by w przypadku braku chusteczek (takie coś zwykle białe, nierzadko papierowe) kaszleć w łokciowe zgięcie. W ten sposób bowiem nie będziemy przenosić wirusa na innych. To, co prawda, chyba na rodaków działa wręcz prowokująco: Jak to nie przenosić na innych? To inny ma mieć lepiej niż ja i nie kaszleć? O nie, już ja mu kaszlnę! Być może groźniejsze od kaszlu jest kichanie - zarazki po kichnięciu przez osobę chorą mają się roznosić na odległość około jednego metra.
Na przedmiotach zaś (jak np. uchwyty w tramwajach) wirus grypy jest aktywny nawet dwie godziny. Znaczy się nie da rady - jeżeli nie nauczymy się w końcu zginać ręki w łokciu do kaszlenia i kichania, a nie wykonania tak lubianego gestu wyrażającego nasz stosunek do społeczności, dźwigać będziemy zajadłego wirusa co najmniej do wiosny. Czasy okrutne, więc by nie podpaść pracodawcom nie kładziemy się do łóżek. Ale gdybyśmy chociaż starali się zachować swój kaszel jak najbardziej dla siebie. Opóźnieniom tramwajów to nie pomoże, ale naszemu współistnieniu - jak najbardziej. Myślenie nie tylko o sobie to krok do zdrowia.