Widzę Łódź: Doceńmy wiek podeszły
Niemal każdy tydzień będącego przecież jeszcze u swych początków roku przynosi smutną wieść o odejściu jednego z najważniejszych reprezentantów nie tylko polskiej kultury.
Nieodwołalnie odchodzi pokolenie, które dało ludzi-gigantów kładących kamienie milowe na drodze naszego rozwoju, którzy byli z nami przez lata i którzy, zdawało się, będą zawsze (i dzięki swemu dorobkowi pozostaną). Bezwzględność ludzkiego losu i przemijania sprawią, że poruszających wieści o utracie bieżący rok na pewno nam jeszcze nie oszczędzi.
Lecz odchodzące pokolenie, na drugą stronę rzeki obok ludzi powszechnie znanych zabiera i tych, którzy żyli mniej efektownie, szukając bliskości na najbardziej elementarnym poziomie. W świecie, który chciałby wszystkie problemy, również starość, załatwiać jednym naciśnięciem guzika, osiągnąwszy wiek zwany podeszłym, pozostają często zapomniani i porzuceni, bo są dowodem, iż żadnego guzika szczęścia nie ma, a w pogoni za wylewającymi się z reklam wygodą, rozkoszą i przyjemnością, zdają się stanowić groźne dla pędu spowolnienie. Wyścig zatem trwa, a oni obserwują go w ciszy z ławki w parku.
Nasze miasto próbuje czasem rozruszać tych zdrowszych na patent „wesołego i aktywnego seniora”, ale w świecie zrujnowanych relacji są to tylko namiastki. Żywiąc się wydobytymi z wirtualnego świata kolejnymi ofertami ekstazy, którą już za chwilę będziemy mogli sobie kupić, nie zmienimy faktu, że Łódź staje się miastem starych ludzi - już około jednej trzeciej łodzian to ludzie po szóstej dekadzie życia. W dodatku są to ludzie samotni, w trudnej sytuacji materialnej, nieszczęśliwi. Zanim więc z Łodzi wyjedziemy, zanim zaangażujemy się w kolejną akcję na rzecz problemów wielkiego świata, porozmawiajmy z naszymi babciami i dziadkami. W nich są większe opowieści niż te, które znajdziemy w tablecie. A błysk w oku przywołujący młodość - okaże się bezcenny. I prawdziwy.