Wiązownica w sądzie. Ludzie murem za wójtem
Takich tłumów jak na procesie wójta gminy Wiązownica jeszcze w Sądzie Okręgowym w Przemyślu nie było. Na sali zabrakło miejsc dla publiczności, dlatego ludzie zdecydowali, że będą wchodzić na zmiany.
Spore zamieszanie przy bramce bezpieczeństwa, stojącej przy wejściu do gmachu Sądu Okręgowego w Przemyślu.
- Kto już zostawił kurtkę czy płaszcz w szatni, niech się ustawia w kolejce do bramki - komenderuje pracownik sądowej ochrony. - Po kolei, każdy musi przejść - dodaje, bo widzi, że nie tak łatwo zapanować nad tłumem i niektórzy chcieliby na skróty.
- Wszyscy na Wiązownicę - ochroniarz tłumaczy zamieszanie.
Do procesu jeszcze dobre pół godziny. W szatni już zabrakło miejsc na płaszcze, a do gmachu weszło zaledwie może z połowę osób. Ludzie „dowieszają” się do innych. Większość pierwszy raz w sądzie. Nie wiedzą, że jak nie wyłączą telefonu komórkowego, to bramka bezpieczeństwa będzie piszczeć. Nie wiedzą, że lepiej nie mieć metalowych rzeczy, choćby kluczy, bo też będzie piszczeć. No i że trzeba otworzyć torebki i pokazać ochroniarzowi, że nie wnosi się nic niebezpiecznego. Niektórzy się dziwią, ociągają i niepotrzebnie leci czas.
Drugie piętro. Sala 108. Największa w przemyskim sądzie. Na obszernym korytarzu aż gęsto od ludzi.
- A różnie przyjechaliśmy. Najczęściej samochodami, ludzie składali się na paliwo, jeden zabierał drugiego - opowiada jeden z mężczyzn. Z Wiązownicy dotarły również dwa busy.
- Dzisiaj jest proces wójta naszej gminy i my musimy na nim być - oświadcza jedna z kobiet.
- Po co? - zagaduję.
- Chcemy na własne uszy usłyszeć, co zarzucają wójtowi i co on będzie mówić - twierdzi, a inni potakują twierdząco głowami, że oni też w takim celu przyjechali.
Ludzi dużo, ale sąd to nie miejsce spotkań towarzyskich
Wójt Marian Ryznar (zgodził się na ujawnienie w mediach swojego wizerunku i podawanie pełnych danych osobowych) dzisiaj w charakterze oskarżonego.
- Coś dużo „mediów” dzisiaj... - zagaduję. Wójt tylko potakuję głową.
- Zgodzi się pan na komentarz? - pytam.
- Nie, jeszcze nie teraz - odpowiada.
- Oskarżony Marian Ryznar i inni - zaprasza do sali protokolantka. - Najpierw tylko oskarżeni, obrońcy i prokurator - precyzuje.
Po kilku minutach wychodzi ponownie. - Mogą państwo wejść.
I wtedy zaczyna się. Każdy chce obejrzeć rozprawę „na żywo”. Tłum ludzi szybko zapełnia ławki. Kilku mężczyzn chce przestawić sporą ławę sądową, aby wygodniej siedzieć.
- Panowie, co wy robicie? - pyta sędzia Krzysztof Stępień, wiceprezes Sądu Okręgowego w Przemyślu, który będzie prowadził proces. - Proszę ławkę odłożyć na miejsce. To nie spotkanie towarzyskie, ale rozprawa w sądzie - spokojnie, ale stanowczo studzi zapał mężczyzn do przemeblowywania sali sądowej.
Sędzia cierpliwie czeka, aż wszyscy chętni wejdą na salę. A sznur ludzi przez kilka minut przeciska się przez wąskie drzwi. Brakuje już miejsc siedzących. Opierają się o ściany. Ale powoli i „miejsca stojące” na publiczności kończą się. Kilkanaście osób tłoczy się tuż przy miejscu dla oskarżonych.
Sędzia tłumaczy, że zaraz ogłosi przerwę, a po niej na salę będzie mogło wejść tylko tyle osób, ile jest miejsc siedzących. Niech ludzie sami zdecydują, kto wejdzie, a kto poczeka na korytarzu.
15 minut przerwy. Trafiamy na korytarz. Tutaj dość szybko zapada decyzja. Jeżeli są to wchodzą sołtysi z miejscowości gminy oraz po kilka osób z każdej wioski.
- A potem, po przerwach będziemy się zmieniać - komenderuje ktoś.
- Wyłączcie telefony komórkowe, albo przynajmniej wyciszcie - ktoś przytomnie zauważa, że jak ludziom zaczną na sali sądowej dzwonić komórki, to będzie niedobrze.
Każdy dużo mówił, trochę się wynudziłam
- U nas w gminie PiS ma 70 proc. głosów, ale i tak nie dają rady naszemu wójtowi. Jak go nie skończą zarzutami, to walną ustawą o kadencyjności - do ochroniarza mówi krzykliwy mężczyzna. - Komuny już dawno nie ma, a u nas ORMO nadal jest - twierdzi, ale nie precyzuje, co ma na myśli. ORMO to dawno rozwiązana, ogólnopolska formacja Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej. Ochroniarz nie komentuje. Profesjonalista, jego zdanie to zapewnienie porządku i spokoju, a nie komentowanie spraw czy wdawanie się w dyskusje ze stronami postępowań.
Pojawiają się policyjni tajniacy, co szybko odnotowuje tłum. Tajniacy robią ludziom zdjęcia. Ktoś uspokaja, że oni tak muszą, żeby mieć na w razie czego, jakby do czegoś groźnego doszło.
- Czyli do jakiś rozruchów na przykład. Oni muszą to być - krzykliwy mężczyzna „od ORMO” tłumaczy innym.
Znowu wchodzimy na salę. Nikt się nie pcha. Jest dyscyplina. Wiadomo, kto może wejść. - Jest jeszcze kilka wolnych miejsc - mówi młody mężczyzna. Od razu zostają zajęte.
- Proszę o bezwzględną ciszę. Żadnych szeptów, bo przerwę rozprawę i wyproszę wszystkich państwa z sali - jeszcze przed rozpoczęciem procesu uprzedza sędzia Stepień.
Na sali cisza, jak makiem zasiał. Kobieta zakaszlała i niemal zamarła ze strachu. Rozgląda się, czy publiczność nie poniesie z jej powodu konsekwencji i nie zostanie usunięta z sali. Ale nie, kaszleć przecież można.
Rozpoczyna się przewód sądowy. Sędzia najpierw odczytuje dane oskarżonych, bo obok wójta na ławie siedzi jest trzech oskarżonych urzędników gminnych. Potem głos zabiera prokuratur Prokuratury Regionalnej w Lublinie. Długo czyta akt oskarżenia. Potem jeszcze sędzia czyta obszerne pismo wójta, w których ustosunkowuje się do zarzutów.
Wreszcie rozpoczyna się składanie wyjaśnień przez Mariana Ryznara. Schodzi kilka godzin.
- Ale się wysiedzieliśmy. Ja nie wiedziałem, że to tak długo. Najpierw ta pani prokurator, czyta i czyta. Potem wójt coś napisał i sędzia to czytał. No i potem zaczął mówić wójt. Dokładnie, o każdej sprawie. Wynudziłam się, a to jeszcze zejdzie. Już nie wchodzę - tłumaczy kobieta koleżance.
Osiem zarzutów dla wójta Wiązownicy
Postępowanie w sprawie wójta Wiązownicy Mariana Ryznara prowadziło Centralne Biuro Śledcze, pod nadzorem Prokuratury Apelacyjnej (dzisiaj Regionalnej) w Lublinie. Wójtowi postawiono 9 zarzutów, później jeden umorzono. Chodzi o nieprawidłowości w przetargach na dożywianie dzieci i kupno auta dla OSP, wyłudzenie pieniędzy z puli na usuwanie klęsk żywiołowych, zaniżenia cen sprzedawanych działek gminnych, przywłaszczenie żużla, niezgodne z prawem zatrudnienie sekretarza gminy. Wójt nie przyznaje się do żadnego z zarzutów. Na ławie oskarżonych zasiadają również pracownicy Urzędu Gminy w Wiązownicy Marek K., Józef O. oraz Artur Ż. Mają zarzuty poświadczenia nieprawdy w dokumentach.