Jako konferansjer często prowadzę różnego rodzaju otwarcia. Dwa lata temu otwierałem na przykład mieszalnię pasz kombinowanych. Na otwarcie zaproszono ponad tysiąc hodowców z całej Polski. Żeby mogli się jakoś odnaleźć w tłumie, nosili etykietki z napisami: „BYDŁO” i „TRZODA”, „DRÓB”. Ja wiem, że to bardzo pomocne rozwiązanie, ale jednak paradowanie z identyfikatorem „BYDŁO” musi być trochę niezręczne. Na otwarciu mieszalni, jak na każdym poważnym otwarciu, była wstęga, przemowy i dużo alkoholu. Dzięki identyfikatorom mogłem wykonać badania porównawcze tempa upijania się poszczególnych działów hodowców. Zgodnie z moimi podejrzeniami, pierwsze nawaliło się właśnie bydło. Trzoda zataczała się, ale jakoś dotrwała do końca imprezy. Ale najmocniejszy był drób. Pili często, w małych dawkach i raczej we własnym gronie.
Otwierałem też place zabaw. Te otwierają się z mniejszym rozmachem, ale mają za to pełne rozmachu nazwy: Wygibajtus, Szurum-burum, Małpi Gaj, a jeden z naszych przykościelnych placów zabaw nazywa się nawet „Kaplica radości”. Nie wiem dlaczego ograniczono się do nazwy „kaplica”. Plac zabaw jest naprawdę ogromny i powinien nazywać się co najmniej Sanktuarium Swawoli Młodzianków.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień