W sieci transportu
Niezły "model" z tego naszego zbiorowego transportu. A raczej kula u zgrabnej nogi lokalnej władzy. I niezmienna udręka dla korzystających. Ale przecież - mam wrażenie, iż takie panuje myślenie na decyzyjnych szczytach - ci ostatni sami są sobie winni.
I niech czekają, razem z radnymi, aż powstanie nowy dokument o dużej D...: Model Transportu Zbiorowego. Wypatrywana publikacja zapowiada emocje premiery niczym nowy tom "Harry’ego Pottera", spodziewamy się, że niby lampiony oświeci ścieżki (bo przecież nie trasy) rozwoju miejskiego przedsięwzięcia komunikacyjnego. Szczególne rozkosze zdaje się zapowiadać zawarta w nadchodzącej księdze nowa siatka połączeń autobusowych i tramwajowych, która delikatnie oplecie los słabszych i wymagających specjalnej troski, którzy nie potrafili się dostać do utrzymywanych z ich podatków służbowych aut. I niewielkie się rodzą obawy, że może to być sieć, w którą wpadną pasażerowie (a powinni autorzy projektu).
Jak bardzo zresztą owa sieć nie będzie dziurawa, pewne jest jedno: w nowym roku zaserwuje nam się podwyżki opłat za usługi MPK. Trzeba mieć tupet, prawda? Słowo "usługi" w przypadku działalności miejskiego przewoźnika należałoby zastąpić sformułowaniem „łaska”. Podróż przez miasto pozostaje koszmarem i wyrzuceniem w niebyt dużych fragmentów życia. Nowe pomysły w rodzaju „przesiadkowa” czas wystawania „na światłach” jedynie wydłużają, podczas przejazdu przez okolice "Kaliskiego" można przejść w stan spoczynku. Przemieszczanie się komunikacją miejską pomiędzy niektórymi częściami Łodzi trwa dłużej niż wyprawa do Warszawy, rozkłady jazdy pozostają fikcją, przy obecnych rozwiązaniach komunikacyjnych tempa przejazdu nie przyspieszą najnowocześniejsze tabory. Twórcy nowej "siatki" chcą zaproponować jeszcze więcej przesiadek. Może by się tak "przesiedli" z aut do tramwajów i autobusów?