Rozmowa z prof. Czesławem Partaczem, jednym z najlepszych znawców stosunków polsko-ukraińskich w XX stuleciu.
- 15 lipca 2009 r. Sejm podjął uchwałę, w której zobowiązał wszelkie władze publiczne do działań na rzecz przywrócenia pamięci historycznej o tragedii Polaków na Kresach Wschodnich II RP.
- I władze publiczne tę uchwałę całkowicie bagatelizują.
- Jako historyka zapytam Pana o stan badań nad rzezią wołyńską?
- W Polsce badania są prawie zakończone. W oparciu o nie powstają nowe publikacje, w których obraz tamtego strasznego okresu nieco się zmienia. Częściową rewizję dotychczasowej wiedzy zawdzięczamy też, a może przede wszystkim, upublicznieniu nowych dokumentów, które znajdowały się w archiwach zagranicznych, m.in. niemieckich, rosyjskich i ukraińskich.
- Co one zmieniają?
- Dowodzą w sposób jasny, że to, co Ukraińcy nazywali i nadal nazywają ruchem narodowo-wyzwoleńczym, było w gruncie rzeczy działaniami inspirowanymi przez Niemców. Wykorzystali oni z jednej strony niechęć czy nienawiść części Ukraińców do Polaków, a z drugiej - aspiracje i marzenia o niepodległym kraju.
- O co chodziło Niemcom?
- Chcieli mieć na zapleczu frontu spokój z partyzantami. W pewnym sensie, co pokazują nowe dokumenty, Niemcy z Ukraińców uczynili swoich najemników, takich XX-wiecznych landsknechtów, którzy mieli przeprowadzić czystkę etniczną. W zamian za minimalną swobodę wielu Ukraińców wstąpiło do różnego rodzaju policji, np. rolnej, kolejowej, przemysłowej, politycznej oraz do niemieckiej armii. Historycy szacują, że w niemieckich jednostkach militarnych i policyjnych służyło nawet 400 tys. Ukraińców.
- Czy Ukraińcy nie mieli świadomości, co do roli, jaką wyznaczyli im Niemcy wobec Polaków?
- Łudzili się, że Niemcy pozwolą im zbudować niepodległość. Było to myślenie pozbawione jakichkolwiek podstaw, bo Niemcy nie zamierzali iść im na rękę, a przede wszystkim z Ukrainy nie zamierzał zrezygnować Stalin.
- Landsknechci byli opłacani przez władców, którzy korzystali z ich usług.
- Z dostępnych już dokumentów wiemy, że od 60 do 70 proc. kadry oficerskiej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i bojówkarzy z Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) było opłacanych przez Niemców. Byli na żołdzie m.in. Abwehry, czyli wywiadu i kontrwywiadu, czy Gestapo. Wykonywali niemieckie rozkazy, np. tłumili ruch partyzancki na Białorusi czy na wschodniej Ukrainie. Zwracam uwagę, że zanim zaczęli mordować Polaków, dokonywali wcześniej rzezi Żydów czy Białorusinów.
- Ukraińscy historycy o tym nie wiedzieli?
- Kiedy ponad 20 lat temu zaczynaliśmy wspólny program: „Polska - Ukraina: trudne pytania”, zapewniam, że absolutna większość historyków ukraińskich o rzezi wołyńskiej wiedziała jedynie to, co przeczytała w pamiętnikach i opracowaniach wydanych po wojnie na Zachodzie przez członków OUN-UPA.
- Na Ukrainie badania są dziś zaawansowane?
- Owszem, poszły naprzód, ale niestety ich owoce są albo praktycznie niedostępne, albo zafałszowane. Na zachodniej Ukrainie udało się bowiem odbudować ideologię narodowo-socjalistyczną z okresu międzywojennego i czasów wojny. Jest ona silna, ma poparcie wielu wpływowych polityków, nawet na najwyższym szczeblu. Taki stan rzeczy powoduje, że w tej części Ukrainy opublikowanie rzetelnych prac jest praktycznie niemożliwe. Znam kilku badaczy, którzy starali się pisać rzetelnie, ale mają kłopoty nie tylko z wydawaniem swoich ustaleń, lecz wręcz są zwalniani z pracy. W szkołach dzieci i młodzież uczą się np. tego, że Stepan Bandera był wielkim bohaterem. Część polityków otwarcie głosi, że 19 polskich powiatów powinno zostać włączonych do Ukrainy.
- Podziela Pan obawy prof. Adama Daniela Rotfelda, że wcześniej czy później głównym przeciwnikiem ukraińskich nacjonalistów stanie się Polska?
- Oczywiście.
- Czy na wschodzie Ukrainy badania dotyczące rzezi wołyńskiej, OUN-UPA są prowadzone?
- Tam te kwestie niemal nikogo nie obchodzą, a ideologia ukraińskiego nacjonalizmu jest w zasadzie martwa.
- Czy ustalenia dotyczące liczby zamordowanych Polaków na terenie województw: wołyńskiego, stanisławowskiego, lwowskiego, tarnopolskiego i lubelskiego, są dziś podważane?
- Bronią się badania Ewy Siemaszko mówiące o zamordowanych ok. 134 tys. Polaków. Ale są to dane pochodzące z badań na terenie ok. 60 proc. wsi, a zbrodnie popełnione na pozostałym obszarze, są przez tę badaczkę jedynie szacowane.
- Ukraińcy twierdzą, że Polacy też mordowali.
- Skala zbrodni po obu stronach jest nieporównywalna. W dodatku połowę Ukraińców zabili sami Ukraińcy, ich bezpieka i bojówkarze UPA. Wystarczyło podejrzenie o pomaganie Polakom.
- Jak Pan ocenia film „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego?
- Jest realistyczny, sprawiedliwy wobec obu stron. Powinien być często wyświetlany w telewizji, omawiany w szkołach i w mediach, bo wzbogaca wiedzę o tamtych czasach.
Prof. Czesław Partacz, jeden z najlepszych znawców stosunków polsko-ukraińskich w XX stuleciu
WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 13. "Cymbergaj"
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto