Twaróg: Polityczna arogancja w pigułce. Nauczycielom nie smakuje
Ze szkolnictwem jest jak z medycyną czy futbolem - skoro każdy kiedyś był chory i każdy kiedyś obejrzał mecz lub „za łebka” grał w piłkę, to teraz uważa się za autorytet w tej dziedzinie. Przyjrzałem się więc uczciwie mojej kompetencji w kategorii „system szkolnictwa” i bieda - nigdy nie studiowałem modeli edukacji ani mediany zarobków nauczycieli, przyglądałem się co prawda programom nauczania, ale to chyba mało. Wniosek: a jakże, napiszę dwa zdania o edukacji. Dlaczego, skoro moja kompetencja teoretyczna taka marna? Ano dlatego, że mam legitymację najważniejszą: to troje dzieci w polskich szkołach.
Od lat widzę więc, jaka jest szkoła na każdym szczeblu, a gdy jeszcze do tego dodam kochaną Mamę polonistkę, która opowiada mi, jak kiedyś wyglądało życie nauczyciela, oraz przeurocze koleżanki z dzieciństwa, które w liczbie pięciu pracują dzisiaj w szkole - przegląd mam całkiem dobry.
Wniosek 1. Nauczyciele pracują o wiele więcej, niż wydaje się przeciętnemu rodzicowi, któremu nieraz wymsknie się nawet przy dziecku: „Dwa miesiące wakacji, robota do 15.00, niby dlaczego chcą większych zarobków?”. Wniosek 2. Bycie nauczycielem to nie zawsze efekt wyboru negatywnego. Przyznam, że jestem pod coraz większym wrażeniem kompetencji nauczycieli, z którymi mam do czynienia, korespondencyjnie bądź bezpośrednio. Choć przyznam też, że spotkałem nauczycieli beznadziejnych - nie w sensie wiedzy i umiejętności, ale mentalności. Krótko mówiąc, zahukanie, wycofanie życiowe i prowincjonalizm biły od nich blaskiem równie jasnym, co rozmemłanie i lenistwo. No ale im wyżej w systemie edukacji, to znaczy im starsze dzieci - tym nauczyciele lepsi. Taka obserwacja. Wniosek 3. Przeciętny nauczyciel to człowiek, który nie marzy o ciągłych zmianach, a raczej ceni sobie stałość w życiu. Pewność zatrudnienia przedkłada nawet ponad wysokość zarobków. Życie w dobie nieustannej reformy szkolnictwa sprawia, że tę pewność traci, traci więc także poczucie własnej wartości. Nic dziwnego, że zaangażowanie w pracę ulatuje. Wniosek 4. Nauczyciel to intelektualna elita, a zatem człowiek, który ma swój rozum, a nawet go używa. To nie zawsze mieści się w głowie rodzicowi, który tak bardzo lubi upokarzać wychowawców swoich dzieci, ale co najważniejsze - już na pewno nie mieści się w głowie obecnej minister edukacji.
I na podstawie takich obserwacji - ustaliliśmy już, że subiektywnych i niepodpartych teorią - wyciągam wniosek prosty. Może rzeczywiście ta reforma to idiotyzm do kwadratu, może i niepotrzebne koszty, może nawet dzieci będziemy mieli przez to głupsze, ale podstawowym problemem jest co? Jest chaos i brak komunikacji.
Minister Zalewska to polityczna arogancja w pigułce, nieumiejętność rozmowy ze swoim środowiskiem, brak elastyczności działania, brak mądrych reakcji na kryzys. Minister Zalewska to wszystko, co najgorsze wyczytalibyśmy w pierwszym lepszym podręczniku o komunikowaniu. Przeciętny nauczyciel, który: a. dużo pracuje, b. wierzy w swoją misję, c. docenia stałość zatrudnienia, d. myśli samodzielnie (o tym mówiły wnioski powyżej) - nie może z reformatorką Zalewską iść ręka w rękę. Protesty są nieuniknione, choć oczywiście władza może jednemu po drugim łamać kręgosłupy i postawić na swoim.
TWITTER: @MAREKTWAROG