To cwaniactwo i okradanie innych!
Stare meble i sprzęty domowe wyrzucane prosto pod blok, to niestety żadna nowość w Nowej Soli. Strażnicy miejscy wciąż walczą z tym procederem, bo za grzeszki jednego śmieciarza płacą... wszyscy sąsiedzi
Ile razy pisaliśmy już o problemie tzw. odpadów wielkogabarytowych? Dużo. Czy coś się zmieniło w ciągu ostatnich paru lat? Niestety nie. Wystarczy krótki spacer po blokowiskach nowosolskiego Zatorza, by „skompletować” całe wyposażenie mieszkania. Pod blokami pełno jest bowiem starych mebli, sprzętu RTV i AGD, armatury łazienkowej... Jak się komuś poszczęści, to i drzwi wejściowe znajdzie.
- Czy tu często leżą takie odpady? Tu ciągle coś leży! Jak nie pralka to wersalka. Jak tylko wywiozą to znów pojawia się coś nowego - mówi mi jeden z mieszkańców os. Konstytucji 3 Maja. Nie chce nazwiska w gazecie, bo „wiadomo, jacy są ludzie”. Ale bałaganu ma dość. Mieszka w jednym z bloków z widokiem na Czarną Strugę. Przy uliczce okalającej osiedle od północnego-zachodu stoi przynajmniej kilka zasieków na śmieci. - Widzi pan? Tam opony, tam dalej jakieś meble - pokazuje palcem. - Ostatnio gdzieś tu chyba kibelek widziałem... dodaje.
Dlatego przypominamy: chcąc legalnie pozbyć się „gabarytów”, należy wybrać się z nimi do PSZOK (Punkt Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych, w Nowej Soli znajduje się on na ul. Polnej) lub poczekać na zbiórkę odpadów wielkogabarytowych. Te w roku są dwie, wiosną i jesienią. Gdy ktoś wystawi przed blok mebel poza wyznaczonymi terminami, kosztem ponadprogramowej wywózki są obciążani wszyscy mieszkańcy danego bloku. Bo właśnie na blokowiskach problem widoczny jest najbardziej.
- Nie wywozić jest źle, bo to w końcu śmieci. Wywozić też źle, bo jak ludzie widzą, że wyrzucimy to za nich, to za dwa tygodnie znów coś podrzucą - wzdycha Andrzej Stręk, prezes Nowosolskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, która zarządza największymi osiedlami w mieście. - Nawet to nasze najbliższe otoczenie jest takim niechlubnym przykładem. Pod samą spółdzielnią co jakiś czas pojawiają się takie odpady. I to czasami dwa tygodnie po wyznaczonym terminie - przyznaje.
Pod samą spółdzielnią co jakiś czas pojawiają się takie odpady
Jego zastępca, Hieronim Miśko dodaje z kolei: - Proponowaliśmy, żeby wywózki gabarytów robić częściej. Niech to kosztuje parę złotych więcej, ale w ogólnym rozrachunku i tak wyszłoby taniej niż wywózki nieregularne. Myślę, że co dwa miesiące wywózka powinna być, jakieś sześć razy w roku.
Czy zwykłe zwiększenie częstotliwości rozwiązałoby problem bałaganu na blokach? Związek „Eko-Przyszłość” twierdzi, że nie. - Prezes patrzy na problem pod swoim kątem i z punktu widzenia spółdzielni tak było by lepiej. Ale spółdzielnia to mały teren w stosunku do wszystkich gmin zrzeszonych w związku. My musimy patrzeć na problem całościowo - wyjaśnia Krzysztof Karpiński. - Zresztą, nawet jakbyśmy robili wywózki co dwa miesiące, to i tak znaleźliby się tacy, co wystawiliby swoje odpady dzień po terminie. Ludzie po prostu czują się bezkarni - kwituje pracownik związku.
Ludzie po prostu czują się bezkarni
W tym miejscu warto przypomnieć, że od 1 marca 2017 wchodzą w życie nowe stawki odbioru śmieci. Krótko mówiąc - będzie drożej o niespełna 20 proc. A jeśli jeszcze doliczymy do tego niezapowiedzianą zrzutkę za wywóz mebli sąsiada, domowe budżety faktycznie mogą to odczuć.
Najwięcej jednak zapłacą ci, którzy zostaną złapani na śmieceniu. - U mnie mandat to zawsze jest 500 zł - mówi strażnik miejski, st. insp. Jacek Baranowski. - Bo takie podrzucanie odpadów to cwaniactwo i okradanie innych - argumentuje. - Cały czas udaje się nam kogoś złapać. Może nie jest to jakiś powalający odsetek, bo to jakieś 20 proc., ale naprawdę bardzo trudno jest złapać kogoś na gorącym uczynku. Dlatego apelujemy do mieszkańców, żeby nie bali się zgłaszać nam takich przypadków, gwarantujemy anonimowość - mówi. - A na pocieszenie powiem tylko, że bardzo spadła ilość śmieci wywożonych do lasu. I to cieszy - dodaje.