Ta pszczoła miodu nie da, ale działkowcowi pomoże
– Z tej wiśni zrywałem kilogram owoców. A od kiedy mam pszczoły murarki, to zrywam dziesięć kilogramów – opowiada Stanisław Grygorcewicz, działkowiec z Zielonej Góry, zakochany w swoich pracowitych owadach.
Pszczoły murarki miodu nie dadzą. Ale czy to ich wada? Pan Stanisław wylicza same zalety: – Nie żądlą, są bardzo łagodne, nie mają królowej, więc każda pracuje na własny rachunek, żeby na następny rok mieć jak najwięcej potomstwa, no i przede wszystkim zapylają, nie trzeba stosować chemii.
A pracowite są!
Zielona Góra, Rodzinne Ogrody Działkowe im. Karola Świerczewskiego przy ul. Foluszowej. Pan Stanisław prowadzi na swoje „włości”. Na półce przy altance, od strony południowej (to ważne), dziesięć pszczelich domków. Fachowa robota. Słonko przygrzewa, nad naszymi głowami bzyczą murarki. Na ścianie wisi „Certyfikat działań ekologicznych – popularyzacja owadów zapylających”.
A zaczęło się tak... – Pod lasem miał u nas działkę pan, który wynajmował kilkanaście uli. Ale zmarł. Syn pszczoły sprzedał i zrobił się problem – wspomina pan Stanisław. – Nie ma pszczół, nie ma owoców. Drzewa kwitną, po przekwitnięciu zawiązki po dwóch tygodniach opadają. A pszczoły są odpowiedzialne za 80 procent zapyleń, pozostałe owady tylko za 20 procent.
Pan Stanisław szpera w swojej biblioteczce w altance. – W fachowym czasopiśmie wyczytałem o pszczołach murarkach. Uznałem, że one na działce sprawdzą się najlepiej. Według przedstawionej instrukcji przygotowałem cztery domki – relacjonuje. Zorganizował suchy pień brzozy, przyciął w kwadratowe klocki i w jednej ze ścianek nawiercił (wiertłem ósemką) dziur na głębokość około 10 centymetrów – nie na wylot. Klocki obił sklejką, zamontował blaszane daszki, żeby wilgoć się nie dostała, żeby grzyba nie było – domki gotowe.
– W internecie znalazłem sprzedawcę, zadzwoniłem i zamówiłem kokony pszczół murarek. Zimą, chyba w lutym, przysłali mi takie kartonowe pudełeczko – pan Stanisław w powietrzu rysuje niewielki kwadrat. – Zapłaciłem 180 złotych. W pudełku wyciąłem otwór położyłem je między tymi domkami przed altaną. Pod koniec marca albo na początku kwietnia z kokonów wyszły owady.
Tymczasem bzyczenie przed altanką wyraźnie się wzmaga.
– Trutnie i samice teraz akurat mają gody – tłumaczy pan Stanisław. – Trutnie popadają. O, widzi pan, niektóre już tu na ziemi leżą. Zostają samice i zaczynają loty na kwiaty, zbierać pyłki. A pracowite są! Jak jest pochmurny dzień, że pszczół nie ma, nawet trzmieli nie widać, murarki pracują, zapylają. Same plusy, same zalety. Jak pomidory kwitną, do szklarni wkładam domek z moimi murarkami, nie potrzebuję chemicznie zapylać. A widzi pan tę wisienkę? Jak nie było pszczół, zrywałem z niej kilogram owoców. A od kiedy mam murarki, to zrywam dziesięć kilogramów.
Daleko nie latają
Murarka jest mniejsza od pszczoły miodnej i ma znacznie ciemniejszy, niemalże czarny kolor. Czemu zawdzięcza swoją nazwę? – W otworze w domku składa jajeczko, gromadzi pokarm, czyli zapas pyłku, i zamurowuje to mieszanką gliny i śliny, tworząc komorę. Następnie zabiera się za przygotowanie kolejnej komory w tym samym otworze. A później jeszcze jednej... – wyjaśnia pan Stanisław. – W lipcu wszystkie otwory w domkach są zamurowane, a w sierpniu murarek już nie ma. Żyją tylko kilka miesięcy. Tymczasem w komorach rozwijają się larwy, przepoczwarzają się i wiosną wyłażą pszczoły.
Pan Stanisław hoduje murarki od pięciu lat. Ponieważ owady szybko się rozmnażają, domków ma już dziesięć. Ale te sześć, które dobudował, wygląda inaczej. To zbite skrzyneczki, też zadaszone blachą, wypełnione skośnie przyciętymi rurkami z wysuszonej trzciny. Również doskonałe miejsce na pszczele komory. – Nie bój się, ja ci krzywdy nie zrobię – mówi pan Stanisław i delikatnie wyciąga taką rurkę, z której wychodzi murarka. Jedna siada mu na dłoni, kolejna na głowie.
– Jeden, dwa, trzy, cztery... – pan Stanisław liczy, ile domków zmieści się jeszcze na półce przy altanie. A swoim hobby stara się zainteresować także innych działkowców. – Tu sąsiad już ma, tam dałem kokony – wymienia. Ważne jest to, żeby pszczeli domek mieć na swojej działce.
– Bo murarki daleko nie latają: 500-600 metrów – szacuje pan Stanisław.
Te pszczoły są nie tylko bardzo pożyteczne, ale także łatwe w „obsłudze”. Działkowcy to zwykle nieźli majsterkowicze, więc z przygotowaniem domku nie powinni mieć problemów. A jeśli chcieliby taki kupić, kosztuje w granicach 50 złotych. O czym jeszcze trzeba wiedzieć? – Na wiosnę, jak już murarki wyjdą z domku, należy wyczyścić otwory z kokonów. Ja każdy otwór nawiercę, puknę młotkiem z tyłu, a resztę wyciągnę odkurzaczem. I gotowe – instruuje pan Stanisław. – A jeśli mamy domek z trzciną, to ją wymieniamy. Natomiast na zimę zabezpieczam domki siatką z małymi oczkami, żeby dzięcioły czy sroki nie wydziobały kokonów.
– O pszczoły musimy dbać. Jak będziemy mieli pszczoły, będziemy mieli owoce – stwierdza pan Stanisław.