Szesnaście lat walki o ziemię i... od nowa
Czesław Weyna chce, żeby prokuratura zmusiła bydgoski ratusz do wszczęcia na nowo postępowania o zwrot należących do jego rodziny terenów.
To historia z długą brodą - opis walki zwykłego obywatela z machiną urzędniczą, która ani nie chce przyznać się do błędu, ani poddać. Teraz, zdaniem Czesława Weyny, w sprawie nie radzi sobie Prokuratura Rejonowa Bydgoszcz-Południe...
Chce odszkodowania
- Ja już nie chcę zwrotu tego terenu, ale odszkodowania - mówi Weyna. Chodzi o tereny przy dzisiejszych ulicach Teski, Szumana, Twardzickiego i Tychoniewicza w Fordonie.
Dowiedziałem się, że ziemie, których państwo nie zagospodarowało, mamy prawo odzyskać. W styczniu 2002 roku złożyłem wniosek o zwrot wywłaszczonych gruntów w Urzędzie Miasta Bydgoszczy.
W listopadzie 1979 roku 4,5-hektarowe gospodarstwo rolne zostało jego rodzicom zabrane pod budowę bloków.
- Po 18 latach, 21 sierpnia 1997 roku, wyszła ustawa o oddawaniu terenów zabranych przez komunę - opowiada. - Dowiedziałem się, że ziemie, których państwo nie zagospodarowało, mamy prawo odzyskać. W styczniu 2002 roku złożyłem wniosek o zwrot wywłaszczonych gruntów w Urzędzie Miasta Bydgoszczy.
W 2004 roku Czesław Weyna odwołuje się do wojewody - ten część sprawy zwrotu gruntów skarbu państwa przekazuje do rozpatrzenia staroście mogileńskiemu.
Nie powiadomili nas o terminie wpłaty. W ten sposób chcieli nas ukarać... I sprawę zwyczajnie przedawniono!
- W ciągu pół roku odzyskaliśmy 3899 metrów kwadratowych gruntu przy ul. Twardzickiego - mówi spadkobierca. - Ale przez kilkunastoletnią rewaloryzację z wyceny gruntu okazało się jednak, że na rzecz Urzędu Miasta Bydgoszczy musimy zapłacić ok. 23 tys. zł. Złośliwość urzędników miasta polegała na tym, że nie powiadomiono nas o zwrocie pieniędzy. Nie powiadomili nas o terminie wpłaty. W ten sposób chcieli nas ukarać... I sprawę zwyczajnie przedawniono!
A ratusz sprzedał
W 2012 roku do wojewody wpłynęło zażalenie. Nawet nie doczekało się odpowiedzi.
Tymczasem 300 metrów kwadratowych Urząd Miasta sprzedał prywatnym osobom, mimo prawnego zakazu zbywania terenu.
Nowi właściciele zaczęli budować tam obiekt pod wynajem. - Byłem na policji, budowę rzeczywiście udało się wstrzymać, ale tylko na pół roku - opowiada spadkobierca. - Teraz jest tak, że moja córka musi wynajmować budynek na działalność gospodarczą gdzie indziej, a nie prowadzić ją tutaj.
Za przewlekłość i zwłokę
Swój przypadek pan Weyna skierował do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Odszkodowanie oszacował na 2 mln zł.
Ma je zapłacić skarb państwa. To nie tylko odszkodowanie za niezwrócone tereny dawnego gospodarstwa, ale także należność za przewlekłość spraw przed sądami i zwłokę urzędniczą.
W Bydgoszczy zaczął walkę od nowa - tym razem od prokuratury. Pismo zawierało zawiadomienie podejrzenie popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień przez urzędników ratusza. Chodzi o to, że nie zawiesili sprzedaży nieruchomości.
Prokuratura Bydgoszcz-Południe, zdaniem Weyny, jednak nie chce nic zrobić. Śledztwo umorzono.
To wygląda więc tak, że urzędnicy ratusza sami siebie sprawdzili, czy są w porządku! Przecież to jest jakiś absurd!
- Odpisano mi, że dokumenty nie dają podstawy do podejmowania dalszych działań - mówi. - Tylko co to są za dokumenty? Prokuratura zwróciła się o wyjaśnienia do wojewody, a ten do... Urzędu Miasta Bydgoszczy.
Zażalenie do Gdańska
- To wygląda więc tak, że urzędnicy ratusza sami siebie sprawdzili, czy są w porządku! - mówi rozżalony Weyna. - Przecież to jest jakiś absurd!
Dlatego niedawno napisał zażalenie na działanie bydgoskich śledczych do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku. Czeka na decyzję.
* Warto wiedzieć:
Rozstrzygnięcie roszczeń byłych właścicieli następuje w drodze decyzji administracyjnej. Kwestie te uregulowane zostały w ustawie z 21 sierpnia 1998 r. o gospodarce nieruchomościami. Przepis art. 136 ust. stanowi, iż nieruchomość wywłaszczona nie może być użyta na inny cel niż określony w decyzji o wywłaszczeniu, chyba że poprzedni właściciel lub jego spadkobierca nie złoży wniosku o jej zwrot.
- Podstawową przesłanką zwrotu wywłaszczonych nieruchomości jest zbędność nieruchomości na cel wywłaszczenia - wyjaśnia Marta Stachowiak, rzeczniczka prezydenta Bydgoszczy. - Ocena zbędności wymaga precyzyjnego ustalenia celu wywłaszczenia, co w praktyce nie zawsze jest łatwe, zwłaszcza w odniesieniu do decyzji wydawanych w przeszłości, w których cel wskazywano ogólnikowo, na przykład była to „budowa osiedla mieszkaniowego”.
W okresie PRL, w związku z szeroko zakrojonymi planami inwestycyjnymi państwa, wielu prywatnych właścicieli zostało pozbawionych swoich nieruchomości. Obowiązująca w tym okresie ustawa z 12 marca 1958 roku o zasadach i trybie wywłaszczania nieruchomości, wymagała wywłaszczenia na określone – jednym z nich było budownictwo mieszkaniowe.
W przypadku Bydgoszczy, w oparciu o tę ustawę wywłaszczono znaczne tereny aktualnych osiedli mieszkaniowych - najwięcej stracili wtedy ci, którzy mieli głównie gospodarstwa rolne w Fordonie i na Wyżynach.
Większość toczących się postępowań o zwrot trwa już od kilku lat. Aktualnie w toku przed różnymi instancjami pozostaje 10 postępowań. Ewentualne odszkodowania z tytułu wydania decyzji z naruszeniem prawa nie obciążą budżetu miasta – płaci za nie skarb państwa.