Trwa proces Waldemara S., założyciela sieci aptek. Obciąża go były pracownik. - To kłamstwa! - odpowiada w sądzie przedsiębiorca.
- Nigdy nie byłem na tyle chory. Jako człowiek z ulicy bym takiej grupy nie dostał. (…) Taka sama sytuacja miała miejsce w przypadku innych osób, którym wymyślano choroby – mówił wczoraj w sądzie Marek S. To były pracownik spółki należącej do Waldemara S., założyciela sieci aptek, które są w praktycznie każdej dzielnicy Gorzowa. Marek S. siedzi dziś na ławie oskarżonych wraz ze swoim byłym szefem. Marek S. jako technik poligrafii swoimi zeznaniami w prokuraturze w 2012 r. obciążył Waldemara S. Założyciel sieci aptek mierzy się z dwoma zarzutami dotyczącymi wyłudzenia 769 tys. zł z Urzędu Marszałkowskiego w Zielonej Górze (patrz: niżej) oraz 61 tys. zł z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Wczoraj przed południem Marek S., który przyznaje się do oszustw, opowiadał w sądzie o wyłudzeniach z funduszu. – Ja sam stawałem na komisji PFRON-owskiej, wiedząc, że tak niepełnosprawny, jak mówią dokumenty, nie jestem – mówił S. Z odczytywanych wczoraj jego zeznań wynikało też, że „praktycznie wszyscy pracownicy spółki Waldemara S. mieli mieć grupę inwalidzką. W praktyce nie dotyczyło to niektórych magistrów farmacji”.
Marek S. mówił też, że sam na komputerze sfałszował dokumenty fikcyjnego wyjazdu do centrum spa we Wrocławiu, za które płacił PFRON, a sposób podziału pieniędzy uzgodnił ze swoim pracodawcą i dał mu je gotówką.
- To wierutne kłamstwo. Dokumenty dotyczące dofinansowania nie wpływały do mnie, ale do komisji. Komisja przedstawiała te wnioski do zatwierdzenia przeze mnie. Faktury były tak podrobione, logo było wyraźne i kolorowe, że nie można było pomyśleć, że to nie jest oryginał. Nie można było tego zrobić na komputerze, ale pewnie na urządzeniach poligraficznych. Marek S. jest w tej dziedzinie specjalistą – mówił Waldemar S.
Zeznania Marka S. – wyjaśnia ze szczegółami, chronologicznie i powoli, aby protokolant nie miał kłopotów z notowaniem – mogą potrwać kilka dni.
Waldemarowi S. grozi do dziesięciu lat więzienia.
- Dwa zarzuty przeciwko Waldemarowi S. dotyczą wyłudzeń z Urzędu Marszałkowskiego w Zielonej Górze.
- W 2009 r. spółka Waldemara S. za 10 mln zł wprowadzała automatyczny system przyjmowania, magazynowania i wydawania leków. Jak on działa? Farmaceuta wpisuje nazwę medykamentu, a urządzenie odnajduje towar w magazynie i specjalnym podajnikiem przekazuje na ladę. Część pieniędzy na tę inwestycję spółka farmaceutyczna dostała od marszałka lubuskiego.
- Śledczy przyglądali się fakturom na niemal 2 mln zł. Co do dokumentów na kwotę 1,127 mln zł nie mieli jednak zastrzeżeń.
„Niekorzystne rozporządzenie mieniem” miało się odbywać poprzez wystawianie faktur, które wykazywały inne prace niż wykonane w rzeczywistości. - Urząd marszałkowski dowiedział się o sprawie od pracownika Waldemara S. w 2012 r. i wtedy zgłosił sprawę do prokuratury.
Dlaczego wyłudzeń nie wykryli urzędnicy? Twierdzili, że nie mieli kompetencji do weryfikacji.