Feliteon grzegorza Żochowskiego
Na Rynku Siennym jest cmentarz. Ktoś powie, że „był”, ale póki pod powierzchnią są kości, to „jest”, tyle że bez zwyczajowej infrastruktury naziemnej, stawianej bardziej ku satysfakcji żywych. Spoczywają tam dawni mieszkańcy Białegostoku, którzy mają niezwyczajne szczęście. W przeciwieństwie do sporej liczby innych cmentarzy, o których pozacieranym istnieniu wie już tylko garstka pasjonatów; albo tych nekropolii, których „najemcy” zostali w całości eksmitowani gdzie indziej - na Rynku Siennym zapewniony zostanie spokój, a na powierzchni ustawiona pamiątka. Żaden bank, hotel czy urząd nie zostanie założony na ich szczątkach.
Projekt upamiętnienia zmieniał się w czasie i ewoluował w coraz lepszą stronę. Najpierw planowano teren rekreacyjny zaprojektowany ku uciesze, ale z obowiązkową tabliczką informacyjną, żeby nie było, że coś. Z jakiegoś powodu uznano, że jak się nasadzi trawy, krzaków i drzew, to będzie oznaką podniesienia godności zajętego nimi obszaru. Ja wiem - w Białymstoku o naturę coraz trudniej... chyba rzeczywiście byłby to wyróżnik, ale nie za bardzo zdaje się dobry. Mamy aktualny przykład sąsiadującego o rzut beretem cmentarza żydowskiego, noszącego na dzień dzisiejszy nazwę „Park Centralny” - to ten koło Centralu. Czy ktoś z Was, wchodząc doń dostrzega i odczuwa uhonorowanie przyrodą mojżeszowych nieboszczyków? Ja ten honor widzę: latem, kiedy najpewniej w ramach szacunku porzuca się wokół ławek szklane flaszeczki po wódce, metalowe po piwie i pety, oraz śnieżną zimą w postaci szczególnie wtedy rzucających się w oczy żółtych plam pod drzewami. Taki to szacunek dla zmarłych.
Lecz zmieniono koncepcję i poprawiono niektóre jej elementy. Przygotowane wizualizacje pozbawione są już dużych drzew, które dawałyby cień i schronienie szukającym intymności opojom, nie ma ławek, żeby właściciele psów mogli tam usiąść i spuścić pupila na wypróżnianie, pozostawiono kocie łby, żeby nikomu nie przyszło do głowy rozłożyć kocyk, walnąć się na brzuch i gorsząco majtać w powietrzu nogami, kiedy inni wszak mają je sztywno i nieodwołalnie wyciągnięte.
I byłoby wszystko dopracowane, gdyby nie ulokowany w samym centrum betonowy kiosk, który formą idealnie przystosowany jest do tego, żeby służyć jako toaleta ostatniego ratunku. Oczywiście niezgodnie z założeniem, bo w intencji planistów ma być to pamiątkowy monument i jednocześnie dzieło sztuki. Bryłą przypomina niewielki bunkier z 4 wejściami. Miejsce jest relatywnie na uboczu, okrążone jednakowoż lokalami nie nastawionymi na promocję trzeźwości, a w środku budyneczku będzie można się skryć.
Jeden z radnych apelował o obowiązkowe zaopatrzenie cmentarza w kamery. Ponieważ nie wyrażał się jasno, mógł mieć i inne zagrożenia na myśli, ale jeśli chodziło mu to samo po głowie, co mi, to fakt, zgadzam się jak najbardziej.
Pomimo jednak monitoringu, alarmów reagujących na ciecze i ustawienia całodobowo strażnika, proponuję mimo wszystko zrobić podłogę budyneczku nieco pod ukosem, żeby przynajmniej co jakiś czas litościwy deszcz przepłukał posadzkę.