Superoferta
Z zamkniętymi oczami. Gelieton Grzegorza Żochowskiego
Wygrała Pani odkurzacz - gratulujemy. Takie słowa słyszałem w słuchawce kilka razy tygodniowo. Dlaczego w większości przypadków brany bywam za kobietę (przecież mam wąsy i brodę...), doprawdy nie wiem. Najgorsze jednak jest to, że nie daje się łatwo natrętów pozbyć. Groźby, prośby, wyzwiska i zaklinania nie robią wrażenia na telemarketerach. Myślę, że zaspany łoś by szybciej zrozumiał niż oni. W końcu postanowiłem zadziałać inaczej, czyli z propozycji skorzystać.
Zasady nagabywania w przynajmniej kilku krajowych firmach wyglądają podobnie. Najpierw łajdacki system telekomunikacyjny wybiera - powiedzmy - 10 numerów naraz. Kto odbierze pierwszy ten rozmawia, pozostała dziewiątka dostaje nieme połączenie, które gaśnie po kilku sekundach (zatrudniony w centrali człowiek kosztuje drożej niż impuls, więc tak jest taniej). „Szczęśliwcom” ogłasza się najlepszą w ich życiu nowinę - w losowaniu wygrali a to odkurzacz, a to proszek do prania, a to jeszcze inne dobro. Wystarczy przyjść na spotkanie i odebrać. Jak w towarzystwie, to dodatkowo ciśnieniomierz albo czajnik. Pozwolę sobie w tym miejscu na mały wtręt, pomocny dla niezorientowanych - jak by nie brzmiała nazwa nagrody, te rzeczy chyba nigdy nie przekraczają wartością 20 zł. Próbuję zdobyty w ten sposób „odkurzacz” sprzedać za 5 zł + koszty przesyłki i nie ma chętnych.
Materiał do tego felietonu musiałem zbierać nieco dłużej, bo za pierwszym razem zostaliśmy z żoną wyproszeni na samym początku. Albo byliśmy zdecydowanie ZA MŁODZI, albo liczna obsługa zauważyła, że szukam w telefonie cen rynkowych tych rzeczy, które mieli wystawione. Dopiero za drugim razem dotrwałem do końca. Nie wychylałem się, nie udawałem nazbyt inteligentnego, tępo wodziłem wzrokiem i powstrzymywałem od komentarzy.
Na spotkaniach prezentowane są przydatne skądinąd przybory domowe. Czegóż tam nie było? Był garnek za 3500 zł, pościel za prawie 4 tysiące, była barwna opowiastka o dobrodziejstwach ich używania, a także satyra na pospolite urządzenia domowe. Było wzruszające zwierzenie prezentera, że ma bardzo ciężką pracę w trasie i wykazuje się ogromnym poświęceniem dla swoich klientów, był też... aplauz dla odkurzacza. Gdyby były kwiaty w koszykach, rzucano by kwiatami na wiwat. Oprócz tanich sztuczek, kłamstw i niedopowiedzeń, niektórym z przeważnie leciwych uczestników zaserwowano też promocję. Wszystkie produkty razem (nie wspomniałem, że odkurzacz wyceniono na 6900 zł) można było kupić za 4500 zł. Kto miał jakieś pojęcie o rynku i potrafił rachować, natychmiast oszacował wartość zestawu na jakieś 1500 - 1800 zł. Ze zgrozą przysłuchiwałem się ludziom, którzy opowiadali sobie w kuluarach, jak ogromne pieniądze udało im się już kiedyś wydawać na podobne barachło.
Proszę młodych - pilnujcie rodziców i dziadków. Sprzedaż na spotkaniach, takich z lipnymi gratisami, to podłe naciągactwo. Kupcie im zawczasu to samo 4 razy taniej. Nawet, jak trzeba, to nakitujcie o kluczowym wpływie gadżetów na zdrowie użytkownika. Lepiej, żebyście Wy to zrobili, bo Wy macie skrupuły. Z tego, co spostrzegłem, najlepszym przyjacielem telefonicznych sprzedawców jest pieniądz, a oddanymi sojusznikami - Parkinson i Alzheimer.