Strachy i zachwyty. "Piękna i Bestia" w Teatrze Groteska
Szanowni Państwo, proszę się nie śmiać, ale wybrałam się do teatru na spektakl dla… dzieci. Wprawdzie jest on lansowany jako familijny, ale ja nie byłam ani z dziećmi, ani z wnukami, lecz z całkiem już „dużym” mężem.
Mówię o przedstawieniu „Piękna i Bestia” w Teatrze Groteska, w reżyserii Jana Połońskiego. W wyremontowanej Sali Teatralnej nareszcie siedzi się w wygodnych fotelach, a między rzędami jest sporo miejsca na nogi, a nie wyłącznie na dziecięce nóżki. Zmodernizowano też wentylację. Słowem: komfort.
Na premierowym spektaklu widownia była jakże inna niż na premierach w Starym czy w „Słowaku” - przyszły rzeczywiście całe rodziny. Najważniejszymi gośćmi wieczoru nie był zaś ten czy inny przedstawiciel władzy lub VIP, ale dzieci.
I to stało się dla mnie drugim, fantastycznym spektaklem. Na scenie, w pięknej scenografii, świetni aktorzy odgrywali znane nam sceny z tego osiemnastowiecznego francuskiego klasyka. Pięknie tańczyła i śpiewała wdzięczna Bella, Dominika Guzek, ciężko poruszał się odrażający potwór Bestia, Dominik Gorbaczyński, straszyła czerwonymi ślepiami znakomicie zainscenizowana sfora wilków.
A na widowni… otwarte w podziwie buzie, maluchy wtulone w mamę lub kurczowo ściskające rękę taty, robiące miny do złych sióstr Belli, pękające ze śmiechu z dziwacznej postaci jednego z zalotników. Były też błyszczące zachwytem oczy wpatrzone w różany ogród czy tańczącego ptaka w locie, było podrygiwanie do rytmu piosenek.
Kiedy muzyka wzmagała atmosferę grozy, rozlegały się uspakajające szepty rodziców czy dziadków, mimo to, jedna z dziewczynek stanęła tyłem do sceny - żeby nie widzieć, co się tam dzieje. Chłopcy ukradkiem przymykali powieki, wstydząc się okazywać lęk.
A my z mężem zastanawialiśmy się czy ten niełatwy tekst, mówiący o tym, co jest tak naprawdę ważne i piękne w drugim człowieku, nie jest zbyt trudny dla maluchów.
Wracaliśmy mroźnym Krakowem, przed nami szła mama z małą dziewczynką w ciepłej kurteczce, czapce „z uszami”, botkach z futerkiem. I usłyszeliśmy, jak dziecięcym głosikiem zwierza się mamie: „…i wiesz, Mamo, z tej ich wielkiej miłości, to aż się popłakałam”. Odebrała to, co najważniejsze, i to jak!
Dla takich „recenzji” paroletniego szkraba warto, by Groteska nadal trudziła się przygotowując kolejne spektakle.