Słowo - oby nie powróciło wołem [Felieton]

Nigdy nie lubiłem jeździć południową obwodnicą Bydgoszczy – jej puszczańskim odcinkiem pomiędzy Stryszkiem i Wypaleniskami. Nie rozumiem, dlaczego ktoś, kto wytyczał tę drogę, nie poprowadził jej prosto. W tej okolicy nie ma przecież ani domów, ani wysokich wzgórz czy jezior, które zmuszałyby do kluczenia. Dziś nie ma to zresztą większego znaczenia. Liczą się fakty: wąska nitka asfaltu bez pobocza i drzewa, przez które nie dojrzysz, czy do zakrętu ktoś zbliża się z naprzeciwka. Nawet gdy się wie o tym, zwłaszcza po ciemku łatwo się zagapić lub przeszarżować.

Mam jednak wrażenie, że pomiędzy Stryszkiem i Wypaleniskami nigdy tak nie wiało grozą, jak ostatnio. Przed tygodniem zderzyły się tam dwa auta dostawcze. Młody człowiek zginął, cztery osoby zabrano do szpitala. Jeszcze dobrze nie posprzątano po tej tragedii, gdy przy skrzyżowaniu z ul. Prądocińską doszło do kolejnej. Tym razem rozbite zostały trzy auta, wszystkie dostawcze. Do szpitala odwieziono dwóch kierowców.

Co się na tej drodze zmieniło w ostatnich latach? Prądocińska biegnie niedaleko ul. Petersona – dojazdu do Bydgoskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego. Park, duma miasta, szybko zapełnia się nowymi firmami, w tym logistycznymi. Równocześnie rośnie ruch dużych samochodów. Wąska ul. Petersona nie jest już dla nich bezpieczną trasą. Większy ściska panuje też na obwodnicy. Przy skręcie do parku tworzą się korki. I jeśli budowa drogi ekspresowej S10 nie ruszy w najbliższym czasie, to na starej „10” coraz częściej będzie się lała krew. Zwłaszcza że niezły wciąż asfalt na obwodnicy nie zmusza do zdejmowania nogi z gazu.