Skrzynka z narzędziami
Raz na 40 lat kupujemy nową skrzynkę na narzędzia. Te stare często pamiętają II wojnę światową, albo i plejstocen. Czasem to nawet nie skrzynki tylko stare walizki z urwanymi zamkami, pudełka jakimś cudem uchowane od zawsze.
Rozdarte narzędziami, poplamione wiecznym smarem, pachnące metalem, zdobne brokatem ze stali, skrywające żmijowisko ostrych elementów, do których z obawą wkładamy rękę, by wydobyć coś, zupełnie tak, jak to się robi w wiadrze pełnym klocków lego. Zanim przyjdzie dzień nowej skrzynki, dokonujemy różnych epokowych zmian nawyków, np. żeby nie kupować na zapas, brać dokładnie dwie, trzy śrubki, nigdy zaś więcej. Narzędzia nowe upychamy po reklamówkach, w bagażnikach samochodów, pod zlewem.
Wreszcie jednak kupujemy skrzynkę nieświadomi, że jest to rewolucja na miarę pralki czy zmywarki, nieświadomi jak wiele zmieni, że życie już nigdy nie będzie takie samo, to znaczy będzie o niebo lepsze. Zanim to jednak nastąpi, przepełnia nas obawa, że to wszystko, co nasi dziadkowie jeszcze w GS-ach kupowali, co nie było nigdy wbite ani wkręcone, że to się nie ma prawa zmieścić, a jeśli już, to w chaosie. Nieprawda.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień