Skazani na "e-życie"
Literka „E” robi ostatnio furorę. Mamy zatem „e-booki”, zamiast tradycyjnych książek papierowych.
Mamy „e-sklepy” zamiast tych, w których trzeba czasem dosyć długo stać przy kasach, ale za to można dotknąć towaru. Za to „e-markety” są wygodniejsze i często tańsze. Niektórzy w naszym regionie już wydają „e-zwolnienia”, których nawet nie trzeba składać u pracodawcy, bo zrobi to za nas „e-system”.
Za to szef wie wtedy od razu, co z naszym zdrowiem i czy czasem nie symulujemy. Za pomocą „e-powiadomienia”, czyli po prostu SMS-a, łódzka przychodnia przypomni też nam od teraz (a przynajmniej powinna), że jesteśmy zapisani do lekarza. Wszystko po to, żeby maksymalnie skrócić kolejki do medyków. A że tych prawdziwych ubywa (bo na przykład wyjechali za granicę), zatem może zastąpi ich wkrótce jakiś „e-lekarz”. Wystawi diagnozę w necie albo wyśle ją mejlem. Ot takie nasze „e-życie”...