Przyszli z pochodniami spalić skit w Odrynkach?

Czytaj dalej
Fot. azda
AREK

Przyszli z pochodniami spalić skit w Odrynkach?

AREK

Od zniszczenia przez nieznanych sprawców jedynej prawosławnej pustelni w Polsce minie niedługo pięć lat. Czyżby ponownie miało dojść do nieszczęścia?

Do skandalicznych wydarzeń miało dojść 21 września. Było święto Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy, czyli Preczysta. To jedno z największych świąt w kalendarzu liturgicznym Kościoła prawosławnego. Tego dnia w skicie w Odrynkach nad Narwią nie było nabożeństwa. Ojciec Gabriel (Giba) prawdopodobnie wyjechał na nią do jednej z sąsiednich parafii. Gdy wrócił późnym wieczorem, przeżył chwilę grozy. Przynajmniej tak opowiadał osobom związanym z pustelnią.

- Z góry zastrzegam, że nie byłem przy tym - przekazuje nam jedna z nich. - Ale od osoby, która często odwiedza ojca Gabriela wiem, że po godzinie dwudziestej na teren skitu miało wtargnąć kilku młodzieńców z pochodniami. Grozili duchownemu spaleniem pustelni i całego dobytku wokół.

- Potwierdzam, też to słyszałam - mówi jedna z kobiet, która bywa w Odrynkach. - Jak ojciec krzyknął do nich, że zaraz pojawi się policja, smarkacze uciekli.

Z dalszej części opowieści wynika, że jeden lub dwóch młodzieńców uciekając przed mundurowymi wpadło do bagna i omal nie utonęło.

- Policja, która miała zjawić się kilkanaście minut później, musiała ich z tego bagna ratować - twierdzi z przekonaniem.

Historia wydaje się bardzo ciekawa. Jednak policja jej nie potwierdza. Jak przekazała nam oficer prasowa hajnowskiej policji, tego dnia, około godz. 21, dyżurny otrzymał zgłoszenie telefoniczne ze skitu o osobach zakłócających spokój. Niezwłocznie na miejsce wysłany został patrol. Ale nie stwierdzono ani obecności żadnych osób w pobliżu tego miejsca, ani też nie potwierdzono zgłaszanych okoliczności.

- W tej sprawie nie wpłynęło żadne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa bądź wykroczenia. Zgłaszający przekazał jedynie prośbę o częstsze patrole i wizyty dzielnicowego - informuje st. asp. Irena Kuptel, oficer prasowa hajnowskiej komendy. - W ciągu kolejnych dni teren był kilkakrotnie patrolowany zarówno w dzień, jak i w nocy.

Ale, jak zapewnia, nie było podstaw, żeby wszczynać jakiekolwiek postępowanie.

Gospodarz skitu, archimandryta Gabriel, nie chce sprawy komentować.

- Nie będę w tej sprawie rozmawiał z żadnymi mediami. Proszę rozmawiać z hajnowską lub wojewódzką komendą - powiedział krótko. - Wy tylko szukacie sensacji! Tutaj trzeba mniej mówić i pisać, a więcej działać!

Podinspektor Andrzej Baranowski, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji, o „chuliganach” w Odrynkach usłyszał dopiero od nas.

- My na pewno nie mamy takiej sprawy - mówi. - To zresztą jest teren podlegający policjantom z Hajnówki. Gdyby był przypadek poważnego incydentu w miejscu kultu religijnego, moglibyśmy niejako automatycznie przejąć takie śledztwo.

Ataki na skit nie są jakąś fikcją czy plotką. Miały już miejsce i zajmowała sięnimi policja. W grudniu 2011 r. skit został zdewastowany przez nieujętych do dziś sprawców.

Wandale zniszczyli wówczas krzyż umieszczony na bramie wjazdowej i siedem uli z pasieki o. Gabriela. Przecięto kabel z agregatu doprowadzającego prąd do zabudowań pustelni, a do fosy otaczającej skit zepchnięto traktor. Zniszczono też krzyż na kamiennym postumencie ustawiony za główną cerkwią.

Mnich przez kilka następnych dni przebywał w towarzystwie wiernych. Bano się o jego życie.

Sprawę wówczas przejęła specjalna grupa śledczych złożona z funkcjonariuszy policji, ABWi Straży Granicznej, która zajmowała się badaniem przestępstw na tle rasistowskim.

Pojawiły się bowiem sygnały, iż za atakiem na skit stały nieformalne grupy lokalnych narodowców, albo wręcz agenci wschodniego wywiadu, którzy mieli rzekomo siać zamęt wśród mniejszości narodowych, destabilizując sytuację polityczną na terenie przygranicznym.

Jednak śledztwo po kilku miesiącach zostało umorzone. Winnych nie znaleziono.

Czyżby po pięciu latach przestępcy rozzuchwaleni tamtym „sukcesem” mieli powrócić?

Nic nie jest wykluczone. Ale możliwe, że do ostatnich wydarzeń nie doszło, a po prostu gospodarzowi samotni coś się wydało i, pamiętając poprzednie zdarzenia, dmuchając na zimne, wezwał pomoc.

Jak się dowiedzieliśmy, ostatnio mnich kilka razy wzywał policję. W żadnym przypadku nie stwierdzono niebezpieczeństwa, ani nikogo nie ujęto.

AREK

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.