Protestowali. Nie chcieli fermy. A ona i tak będzie?
Wszystko wskazuje na to, że protesty we wsi Granice nie poskutkowały. Dlaczego?
Już od ponad roku w Granicach mieszkańcy walczą, aby przy ich domach nie powstała ferma indycza. Może się okazać, że cały ich wysiłek pójdzie na marne.
- Trwają postępowania, jednak inwestor zbija wszystkie argumenty - mówi wójt gminy Maszewo, Dariusz Jarociński. Włodarz dodaje, że jak tak dalej pójdzie, to gmina będzie musiała wydać decyzję, która pozwoli na wybudowanie fermy indyczej w Granicach.
Mieszkańcy niewielkiej wsi mówią, że czekają na decyzje. Podkreślają jednak, że nie będą składać broni.
- Niezależnie od tego co zrobi gmina, to będziemy przeciwstawiali się fermie indyczej w naszej wsi. Nawet jeśli sprawa miałaby zakończyć się w sądzie - mówi jedna z mieszkanek maszewskiej miejscowości.
Inwestor jest pewny swego. - Kupiłem tę działkę, mam plan i chce go zrealizować - mówi.
Coraz mniej argumentów po stronie gminy i mieszkańców
O sprawie, dotyczącej fermy indyków w Granicach zrobiło się cicho, ponieważ toczy się ona obecnie za zamkniętymi drzwiami. Prowadzone są kolejne postępowania. Jak się okazuje, ich wyniki mogą nie być korzystne dla protestujących mieszkańców.
Wójt gminy Dariusz Jarociński robi nietęgą minę, kiedy słyszy pytanie o fermę indyczą w Granicach.
- Kończą się już argumenty, przy pomocy których początkowo zawetowaliśmy inwestycję - opowiada D. Jarociński.
Według włodarza może spełnić się czarny scenariusz, w którym Samorządowe Kolegium Odwoławcze odrzuci zarzuty gminy i mieszkańców.
- Wtedy gmina nie ma wyboru i musi wydać pozwolenie - podkreśla.
Przewiduje, że zapewne mieszkańcy będą ponownie protestować, tylko najpewniej na niewiele się to zda.
- Najprawdopodobniej ferma powstanie, czy tego mieszkańcy chcą, czy nie - mówi wójt Jarociński.
O jakiej fermie mowa? Chowanych miałoby tu być od kilkunastu tys. do nawet 30 tys. indyków. Mieszkańcy nie chcą takiej fermy pod swoimi domami.
- To wieś bardziej ukierunkowana na turystykę. Niektórzy wynajmują tutaj domki i taka inwestycja będzie działała na ich niekorzyść, gdyż odstraszy potencjalnych klientów - opowiada pani Małgorzata z Granic.
- Sprowadziłem się tutaj z miasta, aby odpocząć. Zresztą jak wielu - podkreśla Ryszard Tymczuk.
Mieszkańcy rok temu nawet sporządzili petycję, pod którą podpisali się prawie wszyscy mieszkańcy, blisko 70 osób.
A mogła być droga, praca i pomoc inwestora
Początkowo inwestor miał nadzieję, że przekona ludzi z Granic.
- Raport środowiskowy został oceniony przez urząd wojewódzki. Nie wykazano żadnych negatywnych oddziaływań - mówił. - Poza tym zamierzam mieszkańcom pokazać już działające kurniki, które powstały m.in. w Trzebiecho¬wie. Tam zanim powstała ferma też protestowali ludzie. Teraz nikomu to nie przeszkadza - podkreśla.
Dodatkowo zapewniał miejsca pracy, a nawet, że zrobi drogę dojazdową, która jest w fatalnym stanie. Nic z tego.
- Inwestor mówił, że teraz zatrudni jedną osobę z Granic. Tą, która mu się nie sprzeciwiała. Reszta nie może liczyć na zatrudnienie - mówi wójt D. Jarociński. Dodaje, że na zrobienie drogi we wsi z pomocą przedsiębiorcy też nie ma większych szans.
- Jeśli będzie ferma, zrobi sobie oddzielny dojazd - zaznacza.
Będziemy jeszcze raz protestować!
Protestujących nie interesowały zapewnienia o pracy czy drodze. Nie przejmują się tym też, że inwestor nie zamierza już wspomagać w żaden sposób Granic. Chcą tylko jednego. Aby ferma nie powstała.
-_Jeśli będzie trzeba, ponownie złożymy petycję i zorganizujemy protest - zapewnia mieszkanka, pani Małgorzata.
Dodaje, że mieszkańcy cały czas śledzą jak rozwija się sytuacja, związana z inwestycją. Możliwe, że ponownie będą zorganizowane konsultacje społeczne. - Nie rozumiem po co, skoro odnieśliśmy się do całego tematu. Wynik będzie taki sam - mówi.