Prezydent Bytomia Damian Bartyla: Niedługo opozycja będzie mnie winić za padający deszcz
Z prezydentem Bytomia Damianem Bartylą rozmawialiśmy na temat referendum, afery podsłuchowej w urzędzie miejskim, problemów miasta z nielegalnymi składowiskami śmieci oraz o Polonii Bytom.
To było kilka ciężkich tygodni dla pana. Afera podsłuchowa i uchwała o zwołaniu referendum w sprawie pańskiego odwołania. To referendum chcą słusznie zwołać?
Według mnie jest to inicjatywa polityczna. Przewodniczący rady miasta Mariusz Janas od kilku miesięcy mówi, że w Bytomiu będzie komisarz. Pewnie sam chciałby pełnić tą funkcję. Zresztą bytomski PiS oficjalnie powiedział, że ich kandydatem na komisarza jest Mariusz Janas. Na pewno były podejmowane działania, by ten komisarz został w Bytomiu wprowadzony, ale nie udało się. W związku z tym podjęto temat referendum. Radni skorzystali z tej możliwości, ale uważam, że taka postawa ma skrajnie nieodpowiedzialny charakter w okresie, kiedy mamy rok do wyborów. Dzisiaj, zamiast skupić się na pracy dla miasta, na procesie rewitalizacji i skonstruowaniu trudnego budżetu na przyszły rok, bo jak wiemy Bytom nie jest miastem bogatym, a wygenerowanie wkładu własnego na inwestycje unijne, które zamierzamy przeprowadzić w najbliższych latach jest ogromnym wyzwaniem. Będziemy się kłócić, podejmować brudną walkę polityczną, a myślę że jest to bez sensu i nie zgadzam się z takim podejściem do tematu.
Mieli też długą listę zarzutów. Afera w BPK, śmieciowa, a ostatnia afera podsłuchowa też niejako się wpisała w retorykę pańskiej opozycji. Dość sporo tego jest. Według pana w tym wszystkim jest choć trochę racji, a nie tylko walka polityczna?
Ta inicjatywa, którą podjęli radni, dotyczy stricte niewykonania budżetu za poprzedni rok…
Tak, to wiemy, ale opozycja uzasadnia to też dodatkowymi argumentami.
Na pewno zostały popełnione błędy, głównie personalne. Nie unikam odpowiedzialności. Jeśli chodzi o raport Deloitte to został przeprowadzony na moje żądanie. Ja skierowałem sprawę do prokuratury i toczą się postępowania. Tutaj uważam, że w ramach nadzoru właścicielskiego zrobiłem to, co do mnie należy. Czas pokaże. To mieszkańcy mnie wybrali i oni ocenią, czy powinienem wypełnić swój mandat do końca, jeżeli do tego referendum oczywiście dojdzie. Ja podchodzę do tego bardzo spokojnie, z pokorą. Staram się w każdym dniu jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki. Jeżeli dojdzie do referendum to jestem spokojny o jego wynik. Mieszkańcy sami potrafią ocenić, czy te lata moich rządów służyły dobrze rozwojowi Bytomia. Jeżeli mają inną ocenę to przestanę pełnić swoją funkcję.
Zgodzi się pan z tezą, że jeśli miasto dobrze się rozwija to koalicja i opozycja mówią jednym głosem?
Tak nigdy nie jest. Prezydent Gliwic, Zygmunt Frankiewicz również miał referenda, a nikt nigdy nie powie, że to miasto się nie rozwija. Wybronił się z nich a myślę, że te referenda jeszcze bardziej go wzmocniły. Większość osób, które orientują się w polityce na szczeblu lokalnym mówi, że to referendum mnie tylko wzmocni i nie mam się czego obawiać. Mi tylko szkoda tego czasu na tą walkę polityczną i pieniędzy, które niestety będziemy musieli wydać. To kilkaset tysięcy złotych, a za to moglibyśmy zrealizować inne inwestycje.
Tą sytuację polityczną zaogniła dodatkowo afera podsłuchowa. Według pana kto kogo podsłuchiwał? Według opozycji – pan to robił, bo w końcu podsłuchiwani byli w miejscu, którego prezydent Bytomia jest gospodarzem.
Niedługo moi przeciwnicy polityczni powiedzą, że jak w Bytomiu pada deszcz to winny jest prezydent Bartyla. Ja nie wiem kto podsłuchiwał, nie znam treści nagrań i nie wiem czemu i komu miały one służyć. Stanowczo protestuję przeciwko sugestiom, że mam z tym jakikolwiek związek bądź moje środowisko. Było mówione, że te podsłuchy miały służyć zastraszeniu radnych, żeby nie było głosowania nad referendum. Przecież jak ktoś rzeczywiście chciałby tak zrobić, to nie robiłby tego w dniu sesji, kiedy odbywała się dyskusja, tylko odpowiednio wcześniej. To jest całkowity absurd! Ja powiem tak, dzisiaj tym wspólnym wrogiem, który scementował koalicję PO, PiSu, SBB jest Damian Bartyla. To jest ten wspólny mianownik, jednak wszystko pozostałe ich dzieli. Oni niedługo wszyscy skoczą sobie do gardeł, bo część z tych osób ma ogromny pęd do władzy. Chcą w przyszłości zostać prezydentem, zdobyć władzę i dzielić stanowiska, w związku z czym już dzisiaj szukają również haków na siebie. Niewykluczone, że te nagrania są wykonane właśnie przez te środowiska, żeby w przyszłości mieć argumenty na tę drugą stronę. Będę czynił wszelkie kroki prawne przeciwko osobom, które będą zrzucać odpowiedzialność na mnie. Ja zrobiłem wszystko, co do mnie należało. Budynek jest dobrze zabezpieczony, przeprowadziliśmy kontrole w najważniejszych pomieszczeniach w urzędzie. Przeprowadziliśmy kontrole w gabinecie, gdzie odbywają się komisje rady miejskiej i nie znaleziono tam urządzeń podsłuchowych. Dzisiaj są takie środki, że można podsłuchiwać z zewnątrz, dlatego nie wiem na jakiej podstawie artykułowane są tego typu oskarżenia.
Musi pan jednak przyznać, że to jest dość niezwykła sytuacja, że w miejscu, do którego mieszkańcy muszą mieć zaufanie, dzieje się taka rzecz. W końcu nagrywano rozmowy nie tylko radnych, ale też urzędników. No nie wygląda to dobrze.
Ja jestem przeciwnikiem tego typu działań. Myślę, że to się nie dzieje tylko w Bytomiu. W przeszłości tego typu sytuacje miały również miejsce w parlamencie. To są złe praktyki. Powinno się walczyć na argumenty polityczne. Tak jak powiedziałem, nie wiem kto jest autorem tych nagrań, po co zostały zrealizowane, jakim celom mają służyć. Chciałbym, żeby ta sprawa została wyjaśniona. Tak jak wspomniałem, urząd jest dobrze zabezpieczony, a nie mamy dowodów, że te nagrania zostały sporządzone przez urządzenia umieszczone w środku. Urządzenia mogły zostać przyniesione przez osoby, które były świadkami tych rozmów, można to było też zrealizować z zewnątrz, bo dzisiaj są takie możliwości. Trudno się przed tym bronić, ja mogę nad tym tylko ubolewać.
Ta afera podsłuchowa może być taką kroplą wieńczącą dzieło dla opozycji wobec pana w kwestii referendum?
Myślę, że to może być kolejna próba zdyskredytowania mojej osoby, mieszkańcy jednak potrafią realnie ocenić sytuację. Nie ma do wodów na to, nawet poszlak, że ja za tym stoję, czy osoby ze mną związane. Wręcz przeciwnie.Uważam, że to celowa gra i robienie negatywnego wizerunku mojej osoby, ale również zwrócenie uwagi na siebie. To jakaś reklama. Mam nadzieję, że powołane do tego służby jak najszybciej tą sprawę wyjaśnią.
Kwestia śmieci – to też jest jeden z zarzutów kierowanych w pana stronę przez opozycję. Jak z tymi śmieciami jest? Faktycznie prawo jest tak ułomne, że nie da się skutecznie z tym procederem walczyć?
Fakty pokazują, że jestem prezydentem, który podjął realne działania żeby zlikwidować ten proceder. Zlikwidowaliśmy około 300 dzikich wysypisk śmieci. Powołana przeze mnie jednostka w Miejskim Zarządzie Zieleni i Gospodarki Komunalnej zrobiła to głównie swoimi siłami. To jest zresztą problem nie tylko Bytomia, ale i całego województwa, gdzie występuje mnóstwo zdegradowanych obszarów poprzemysłowych, a gdzie prowadzone są działania związane z rekultywacją i rewitalizacją. Rzeczywiście polskie prawo, jeśli chodzi o walkę z procederem nielegalnego składowania i przetwarzania odpadów, praktycznie nie funkcjonuje. Sprzyja to wielu nadużyciom. Przedsiębiorcy wykorzystując luki w przepisach działają niezgodnie z prawem i wydanymi decyzjami. Trudno z góry zakładać, że przedsiębiorca, który chce zrekultywować swój teren i przygotować go pod inwestycje, będzie działał niezgodnie z wydaną decyzją. Większość decyzji, na mocy których działają, zostało wydanych przez marszałka województwa śląskiego. Rok temu podjąłem radykalne działania zapraszając naczelnik wydziału ekologii i mówiąc jej, żeby bardzo restrykcyjnie podchodziła do wniosków i możliwie jak najczęściej wydawać decyzje negatywne. Wydaliśmy na samym Bobrku trzy decyzje negatywne, pisaliśmy mnóstwo pism do marszałka, Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska z prośbą o przeprowadzenie kontroli i ukaranie nierzetelnych przedsiębiorców. Te kontrole były, kary też, ale są niewspółmiernie niskie do osiąganych przez nich dochodów. Dlatego musi być zmienione prawo, znacząco powinny zostać podniesione kary finansowe oraz wprowadzona restrykcyjna polityka karna. To nie mogą być wykroczenia, to muszą być przestępstwa. Moim zdaniem powinno się powołać specjalne służby do walki z tym procederem, bo jeżeli to się nie stanie, to w najbliższym czasie Polska stanie się jednym, wielkim śmietniskiem Europy. Każdego dnia, nie tylko na terenie Śląska, są składowane odpady z Anglii, Niemiec czy innych krajów Europy. Trzeba z tym skończyć. Ponad pół roku temu na własną rękę zleciłem prywatnej agencji detektywistycznej zadanie, żeby spróbowała zdiagnozować ten proceder. Niedawno dostałem raport – nawet jeszcze nie miałem czasu się z nim dokładnie zapoznać, ale myślę, że są tam ciekawe informacje, które pozwolą organom ścigania wyeliminować nieuczciwych przedsiębiorców.
Raport ujrzy światło dzienne?
Przede wszystkim muszę przekazać go organom ścigania i one zadecydują co będzie dalej. Z moejj strony uważam, że ta inicjatywa była słuszna. Podjąłem ją jeszcze przed tą całą burzą, kiedy miałem większość w radzie miejskiej, kiedy nikt nie myślał jeszcze, że będzie taka awantura związana ze śmieciami. Dzisiaj osoby, które koordynowały gospodarkę odpadową w naszym mieście obciążają mnie winą za składowanie nielegalnych odpadów. Mówię tutaj m.in. o moim byłym zastępcy Andrzeju Panku, któremu podlegały kwestie odpadowe, a który przez lata był naczelnikiem wydziału ekologii, na polecenie którego te decyzje były wielokrotnie wydawane.
Czy jest w ogóle możliwość, ze jego może spotkać kara za te decyzje? Ma pan taką wiedzę?
Nie mam takich informacji i ja nie jestem też od tego. Te sprawy były wielokrotnie badane przez policję i prokuraturę i były umarzane. Ja tylko nie zgadzam się z tym, że osoby, które odpowiadały za tą sferę zadań, dzisiaj mnie za to obciążają. To jest olbrzymie kłamstwo i nadużycie. Jak powiedziałem – byłem od samego początku zdeterminowany, podejmowałem realne, konkretne działania czego efektem było wynajęcie agencji detektywistycznej, która miała się przyjrzeć temu procederowi. Powstał materiał, który przekażę organom ścigania i to one zadecydują czy było łamanie przepisów i jakie w stosunku do osób odpowiedzialnych za to wyciągnąć konsekwencje.
Jest pan jeszcze obciążany upadkiem Polonii Bytom – klubu, którego był pan prezesem i darzy go wielkim uczuciem. Prawda jest też taka, że Polonia zaliczyła ogromny zjazd w ciągu kilku lat no i dzisiaj funkcjonuje jako Bytomski Sport, co jest mimo wszystko kuriozalne.
Polonia Bytom nie upadła. Jest w fazie organizacji, restrukturyzacji. Myślę, że podjęty kierunek był słuszny. Poszliśmy w proces oddłużania i restrukturyzacji zadłużenia. Przez te ostatnie kilka lat znacznie to zadłużenie spadło. Jakby nie sprawa Karalica i Milenkovica, która spadła na nas jak grom z jasnego nieba, to dzisiaj sytuacja Polonii byłaby zdecydowanie inna. Zarząd podjął taką decyzję – wystartowaliśmy w czwartej lidze, ale to pozwoli doprowadzić do sytuacji, że Polonia w perspektywie kilku miesięcy będzie bez długów. Można było naciskać na wynik w ostatnich latach i generować dalsze zadłużenie, ale powiedziałem, że musimy się przede wszystkim skupić na oddłużeniu klubu nawet kosztem wyniku sportowego.
Musi pan przyznać, że jest to przykre, kiedy Polonia jest tak nisko, bo ten klub zasługuje przecież na więcej.
Zdecydowanie i myślę, że jest to faza przejściowa. Paradoksalnie jest, że ja wyciągnąłem klub z niskiego szczebla do Ekstraklasy, gdzie dwa razy mieliśmy 7. miejsce i to bez wsparcia miasta, a teraz to wsparcie jest. Klub cały czas korzysta z mojej pomocy. Są nakłady finansowe, ale nie poszedł za tym jeszcze wynik sportowy. Czasami tak jest, ale myślę, że działania, które podjęliśmy, przyniosą pozytywny efekt i Polonia w najbliższych latach pójdzie w górę i wróci na należne jej miejsce, bo to jest dla mnie oczywiście ogromny ból, że biegamy po czwartoligowych boiskach. A to nie jest miejsce dla Polonii.