Poznań: Kobiety, które poparły Joannę Jaśkowiak, stanęły przed sądem
Na początku stycznia poznański Sąd Okręgowy wyda wyrok w sprawie dwóch kobiet obwinionych o stosowanie niecenzuralnych słów w miejscu publicznym. Kobiety trzymały transparent informujący i tym, że są "wku****ione". Tym samym chciały wesprzeć żonę prezydenta Joannę Jaśkowiak, która była przesłuchiwana przez policję.
– Od czasu, gdy panuje nam „dobra zmiana”, budzą się we mnie różne uczucia. Najpierw było to zdziwienie, później zaskoczenie, oburzenie, niedowierzanie, złość, wściekłość. I ostatecznie brakuje mi słów (...). Jestem wku****iona
- kiedy w marcu 2017 roku Joanna Jaśkowiak wypowiadała te słowa, mało kto spodziewał się tego, co wydarzy się w kolejnych miesiącach.
Jeszcze w grudniu 2017 roku Joanna Jaśkowiak otrzymała wezwanie na przesłuchanie na policji. Odbyło się ono w styczniu tego roku. Kiedy żona prezydenta pojawiła się w komisariacie, mogła liczyć na wsparcie innych kobiet, które w tym czasie znajdowały się pod budynkiem komisariatu.
Wśród nich były Izabela Dudziak-Dorożko oraz Grażyna Kretkowska, które trzymały transparent z napisem "wk***ona". Jednak literka "i" została zastąpiona rysunkiem... parasola. Niedługo później poznańska policja złożyła do sądu wniosek o ukaranie obu kobiet.
W sierpniu sąd rejonowy uznał obie panie za winne i orzekł wobec nich grzywnę w wysokości 100 zł. W ocenie sądu postępowanie kobiet wyczerpało znamiona wykroczenia. Z takim wyrokiem nie zgodziły się same obwinione oraz ich obrońca, mecenas Agata Celmer, która złożyła odwołanie. W swojej apelacji zarzuciła sądowi rejonowemu błąd w ustaleniach faktów.
- Trudno uznać, że napis zamieszczony przez obwinione na transparencie wyczerpuje znamiona wykroczenia. Był on bowiem ocenzurowany, gdyż zamiast literki "i" znajdował się tam rysunek parasolki. Zatem niepożądana treść w ogóle nie zaistniała
- mówiła mecenas Celmer podczas piątkowej rozprawy apelacyjnej w Sądzie Okręgowym.
Jak podkreślała, istotną rolę w ocenie zachowania obu kobiet odgrywa też charakter i okoliczności tego zdarzenia. - Obwinione przyszły pod budynek komisariatu wesprzeć Joannę Jaśkowiak. Nie ma powodu czynić im zarzutu z tego, że przyszły, stały pod komisariatem i wyrażały swoją dezaprobatę w stosunku do tego, co się dzieje w kraju. W ocenie obrony miały do tego prawo - mówiła mecenas Celmer.
I pytała retorycznie: - Jaka jest społeczna szkodliwość czynu pan, które przyszły wyrazić swoją dezaprobatę?
Mecenas Agata Zelmer w swoim przemówieniu zwracała też uwagę, że istotne jest także prawo do wolności słowa. Powoływała się w tym zakresie m.in. na konstytucję. Jednocześnie wniosła o uniewinnienie obu kobiet.
Zupełnie odmienne stanowisko prezentował za to Ksawery Kuśnierkiewicz, funkcjonariusz policji z komisariatu na Starym Mieście.
- Same obwinione, podczas przesłuchania, przyznały, że napisały wspominane słowo. Niezrozumiały jest zatem zarzut, że to nie zostało wykazane
- mówił.
Jednocześnie odnosił się również do kwestii społecznej szkodliwości czynu. - Obwinione powołują się i mają na sobie przypinki z napisem "konstytucja". Jednak artykuł 32. konstytucji mówi, że wszyscy są równi wobec prawa. Niezależnie od poglądów prawo powinno być tak samo surowe wobec każdego. W 2018 roku skierowaliśmy wnioski o ukaranie za takie wykroczenie wobec 70 osób. W czym gorsze były te osoby, które poniosły za to odpowiedzialność od tych obwinionych pań - argumentował Ksawery Kuśnierkiewicz.
Same obwinione kobiety również wnosiły o uniewinnienie. - Wyrok sądu pierwszej instancji jest niesprawiedliwy. To był protest, nas, kobiet, który wspierał Joannę Jaśkowiak - mówiła w piątek w sądzie Izabela Dudziak-Dorożko.
Sąd ogłosił wyrok 4 stycznia. Przypomnijmy, że we wrześniu tego roku ten sam sąd uznał, że Joanna Jaśkowiak nie powinna ponieść odpowiedzialności za słowa "jestem wk****na" i uniewinnił ja od zarzutu. W pierwszej instancji żona prezydenta również została uznana winną.