Poszukiwania Piotra Kijanki trwają. "A jeśli będzie trzeba, to wywieszę plakaty z mężem też na Księżycu"
Jeśli trzeba będzie, to wystrzelę rakietę w kosmos, żeby wywiesić tam plakat z moim Piotrem - mówi Agnieszka Kijanka, żona 34-latka. Piotr zaginął 6 stycznia późnym wieczorem. Po spotkaniu urodzinowym ze znajomymi na krakowskim Kazimierzu mężczyzna nie wrócił do domu. Do dziś nie udało się go odnaleźć.
Na drzwiach wejściowych bloku, w którym mieszka rodzina Piotra Kijanki wisi plakat, jeden z setek rozlepionych w całym mieście. Obok wizerunku zaginionego są zdjęcia buta, zegarka, a nawet obrączki, którą nosił 6 stycznia. „W kieszeni miał czarny, skórzany portfel z odbitymi dziecięcymi ząbkami” - czytamy na plakacie.
W mieszkaniu na Piotra czeka 30-letnia żona z dwuletnim synem.
Przez pierwsze dwa tygodnie mały Emil reagował na każdy dźwięk domofonu wołaniem „tata”. - Kiedy wychodziliśmy na zakupy widział porozwieszane plakaty z Piotrem. Ciągle pokazywał, że taty nie ma - wspomina pierwsze dni po zaginięciu męża Agnieszka.
30-latka jest w piątym miesiącu ciąży z drugim synkiem. Drobna i bardzo szczupła, nie widać jeszcze, że nosi w sobie dziecko.
- Ostatnio położna powiedziała mi, że za mało ważę i muszę zadbać o siebie. Ale dla mnie teraz najważniejszy jest mój mąż. Nie potrafię myśleć o niczym innym - nie kryje.
O zaginięciu 34-letniego mężczyzny głośno zrobiło się dwa dni po tym jak nie wrócił do domu. - W niedzielę zgłosiłam sprawę na policję, a dzień później założyłam wydarzenie na Facebooku. W kilka godzin do poszukiwań przyłączyło się cztery tysiące internautów. Byłam w szoku, że tak wiele osób chce mi pomóc - opowiada Agnieszka.
Czytaj więcej:
- Jakie były kolejne etapy poszukiwań?
- Co żonie Piotra na nowo pozwoliło uwierzyć w to, że Piotr żyje?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień