"Pornokancelaria" nie działała umyślnie. Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie oszustwa
Prokuratura nie zdołała udowodnić, że gdańska spółka umyślnie chciała oszukać wiele osób.
Gdańska spółka mogła żądać 750 złotych i grozić sądem za internetowe filmy porno emerytom, którzy nigdy w życiu nie korzystali z komputera. Ta - z pozoru zupełnie absurdalna - sytuacja, oznaczająca stres dla tysięcy przypadkowych osób, a być może również krociowe zyski dla Kancelarii Lex Superior, nie była pogwałceniem prawa. Śledczy uznali, że nie sposób udowodnić, by jej twórcy kierowali się złą wolą. Śledztwo umorzono. Prokuratura zapowiada pomoc prawną dla tych, którzy przez - nie swoją - erotyczną przygodę, w roli pozwanych trafią do sądu.
- Przestępstwo usiłowania oszustwa jest przestępstwem umyślnym, kierunkowym, czyli osoba, która podejmuje działania, musi mieć świadomość, że są one bezprawne - mówi prok. Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, która zastrzega, że w toku postępowania przesłuchano m.in. pracowników spółki, zasięgnięto również opinii z zakresu informatyki.
I dodaje: - Nie sposób było w kategoryczny sposób podważyć wyników ustaleń programu, na którym pracowała spółka, służącego do ustalania konkretnych osób stojących za numerami IP identyfikującymi komputery naruszające według Lex Superior jej prawa autorskie. Za pomocą programu BitTorrent miało miejsce bezprawne rozpowszechnianie plików, do których firma rzeczywiście dysponowała prawami autorskimi, jednak śledztwo prowadzone w tej sprawie przez Prokuraturę Rejonową Olsztyn -Południe zostało umorzone, bowiem nie sposób było jednoznacznie ustalić, kto dopuszczał się złamania prawa.
Zdarzało się, że trafiały na listę nazwiska osób, które nigdy nie używały komputera
To właśnie dzięki olsztyńskiemu śledztwu twórcy Lex Superior - jako strona postępowania - otrzymali dane dotyczące 80-100 tysięcy osób. Te osoby prokuratorzy wstępnie ustalili jako użytkowników komputerów z numerami IP bezprawnie udostępniającymi pliki, do których prawami autorskimi dysponowała gdańska spółka. Sprawa tocząca się z zawiadomienia gdańskiej spółki została umorzona z końcem 2014 roku ze względu na „brak danych, dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa”.
- Przesłuchani internauci nie kryli zaskoczenia, wskazywali, że w domu mają niezabezpieczony hasłem router czy że wiele osób korzysta z jednego połączenia. Takie tłumaczenia uznaliśmy za wiarygodne i zdecydowaliśmy się umorzyć sprawę - wyjaśnił „Dziennikowi Bałtyckiemu” przed inną publikacją na temat Lex Superior prok. Maciej Szepietowski z Prokuratury Rejonowej Olsztyn-Południe.
Przed zamknięciem sprawy warmińscy śledczy wykorzystali dostarczony przez spółkę specjalny program (którego skuteczność uwiarygodnił biegły informatyk). Dzięki niemu na podstawie zawartych w plikach z filmami kodów ustalali numery IP rzekomo udostępniających je internautów. Z kolei na tej podstawie od operatorów sieci powstała lista nazwisk i adresów użytkowników. Zdarzało się, że trafiały na nią również nazwiska osób, które nigdy nie używały komputera. Jednak dla pracowników gdańskiej spółki to właśnie lista, do której dostęp otrzymali, mając w śledztwie status „pokrzywdzonych”, posłużyła, by rozsyłać żądania zapłaty.
Tuż po umorzeniu olsztyńskiego postępowania - w styczniu 2015 roku do prokuratorów zaczęły wpływać pierwsze zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Lex Superior. Osoby z całej Polski przekonywały, że spółka bezpodstawnie domaga się od nich zapłaty w ciągu siedmiu dni 750 zł. W przeciwnym razie miał im grozić sąd - sprawa karna i pozew oznaczający konieczność zapłaty 3 tys. złotych oraz kosztów sądowych i komorniczych, a także nawiązki i ewentualnej grzywny. Do podejrzewających usiłowanie oszustwa śledczych w ciągu trwającego około 2,5 roku śledztwa zgłosiło się aż 3186 osób uważających się za pokrzywdzonych.
Ile się nie zgłosiło? Ile zapłaciło - także tych, które nawet nie spojrzały na ostrą erotykę, a po prostu obawiały się publicznej kompromitacji, jaką oznaczać mogła walka z „pornokancelarią”? Nie wiadomo. Zakładając, że z listy 80 tys. nazwisk 750 zł rzeczywiście zapłacił 1 procent, Lex Superior otrzymało okrągłe 600 tys. zł.
Według informacji gdańskich śledczych, jak dotąd żaden pozew dotyczący rzekomego amatora mocnej erotyki nie trafił do sądu.
Usiłowaliśmy skontaktować się z Kancelarią Lex Superior i uzyskać komentarz. Jednak spółka nie ma strony internetowej. W sieci brak też numeru telefonu czy adresu e-mail. Z kolei w biurowcu na gdańskiej Morenie, gdzie zarejestrowana została jej siedziba, dowiedzieliśmy się, że umowę najmu rozwiązano na początku 2015 roku i „pornokancelaria” zniknęła.